Magazyn 

Ad Spectatores, czyli teatr w najlepszym wydaniu.

Ad Spectatores Pod Wezwaniem Calderona to grupa teatralna z Wrocławia, istniejąca od 1997 roku. Jej prezesem i dyrektorem artystycznym jest Maciej Masztalski, absolwent Wyższego Studium Fotografii, a obecnie student warszawskiej Akademii Teatralnej. Od 2000 roku swoje spektakle wystawiają m.in. w Wieży Ciśnień, na Dworcu Głównym oraz w Browarze Mieszczańskim we Wrocławiu. Ostatniej soboty miałam niewątpliwą przyjemność obejrzeć jedno z pierwszych przedstawień tej wrocławskiej grupy- „Kobrę”. Jest to historia oparta na elementach życiorysu słynnego londyńskiego mordercy Kuby Rozpruwacza. Bohaterami są trzej lekarze i służący jednego z nich- wszyscy podejrzani o zabójstwo kilku prostytutek. Podczas spotkania w mieszkaniu jednego z medyków próbują ustalić, kto jest winny zbrodni, co utrudnione jest ujawniającymi się co chwilę ciemnymi stronami ich życia. Już sam fakt, iż miejscem spektaklu był Browar Mieszczański, a więc zaadaptowane na potrzeby artystów stare budynki fabryczne, okryty wczesnowieczornym zmrokiem stanowił preludium nastrojowego doznania artystycznego. Fascynujący jest również fakt, że tak wydawałoby się prozaiczna czynność jak kupowanie biletów stała się niemal ezoterycznym procederem. Działo się tak za sprawą świeczek, które oprócz księżyca, stanowiły jedyne oświetlenie wejścia i szkatułki, z której wydobywano wejściówki. Jak tłumaczy Władysław Kopaliński w swoim Słowniku wyrazów obcych „Ad spectatores” jest poleceniem reżysera, aby słowa kierować nie do współaktorów, a do publiczności. Jakie jest prawdziwe znaczenie tego zwrotu zrozumiałam już w pierwszych minutach spektaklu, kiedy to wśród publiczności czekającej na wejście do budynku pojawiło się dwóch mężczyzn odzianych w XIX-wieczne fraki, którzy zataczali się ukazując stan upojenia dzierżoną w dłoniach whisky i prowadzili zażartą dyskusję na temat amputacji kończyn. Było to niezwykle sugestywne, zwłaszcza gdy jeden z nich zatrzymał się w odległości 20 cm ode mnie i patrząc błędnym wzrokiem na moje nogi, wygłaszał mowę o wyższości tradycyjnych metod pozbawiania tych części ciała, nad tymi proponowanymi przez współczesną medycynę. Nie był to jedyny moment kiedy przeszedł mnie dreszcz. Kiedy już znaleźliśmy się w kameralnym pomieszczeniu, którego centralna część stanowiła scena, miałam nieodparte wrażenie, że przenieśliśmy się do XIX-wiecznego Londynu. Genialne kreacje aktorów, fenomenalne efekty świetlne i rewelacyjnie dobrana muzyka stanowiły idealne dopełnienie porywającego scenariusza. Połączenie tych elementów sprawiało, że publiczność z niepokojem rozglądała się sprawdzając, czy gdzieś nie czai się żądny krwi Kuba Rozpruwacz. Absolutny kunszt formy i treści. Teraz pozostaje tylko zapoznać się z innymi spektaklami tej fenomenalnej grupy. Serdecznie polecam.

Related posts