Film Magazyn Recenzja 

Dream comes true – recenzja filmu „Ruby Sparks”

Dziewiętnastoletni pisarz, Calvin Weir-Fields, fan prozy Francisa Scotta Fitzgeralda, udowadnia światu, że jest już na Ty ze sztuką tworzenia fikcji literackiej. Jego pierwsza powieść podbiła listy bestsellerów, tym samym wyolbrzymiając apetyt krytyków i czytelników na kolejne dzieła. Ciężar sławy i oczekiwań ciągnie się za nim od lat. W swojej twórczej niemocy Calvin będzie dobijał trzydziestki, gdy coś w jego życiu się zmieni.

Każdy, kto choć raz próbował swoich sił literackich, wie że bez weny twórczej ani rusz. Wszelkie zdania pisane na siłę irytują nas samych. Zatem co zrobić, gdy ta owocodajna siła nas opuści? Czekać? Zapisać się na sesję do terapeuty? Potrzebny jest bodziec. Może nim być uczucie, emocja, kobieta lub mężczyzna. Możemy doznać olśnienia w trakcie snu. Właśnie wtedy po raz pierwszy Calvin spotyka bohaterkę swojej nowej książki. Jednak co, jeśli fikcyjny charakter staje się towarzyszem życia?

Świat przedstawiony w filmie reżyserskiego duetu Jonathana Daytona i Valerie Faris, niemal w stu procentach odzwierciedla nasze realia. Poza jednym, całkiem konkretnym szczegółem. Jest nim drobna kobieta, która nosi fioletowe rajstopy i tryska nietuzinkową energią. Ruby Sparks jest pierwiastkiem magicznym tego filmu. Wiemy jak powstała. Jest wytworem wyobraźni Calvina, który pisze ją na własną modłę, tworzy ją idealną dla siebie. Nikt jednak nie wie jak się zmaterializowała. Swoją osobowością sprawi, że seans nie będzie kolejną, typową komedią romantyczną.

W tym miejscu watro poświęcić kilka wierszy naszemu pisarzowi. W rolę Calvina idealnie wcielił się Paul Dano. Jest młodym, neurotycznym intelektualistą, na którego czole, raz po raz, pojawią się (jeszcze nie takie głębokie) zmarszczki, wyrażające częstą konfundację. Po uzmysłowieniu sobie, że jest w stanie zmieniać zachowania, a nawet osobowość Ruby, zaprzestaje pisania swojej książki. Nietrudno się domyślić, że majstrowanie w głowie drugiej osoby, nie może skończyć się dobrze.  Pokusa będzie jednak ogromna.

Autorką scenariusza, a także odtwórczynią tytułowej roli jest Zoe Kazan. Drugo- i trzecioplanowe postacie, które napisała, są zgrabnie przedstawione. Da się je lubić i na pewno nie przeszkadzają w przyjemnym odbiorze filmu. Poznamy Harry’ego, brata Calvina, który początkowo jest jego głosem sumienia, jednak szybko przeistacza się w szowinistyczny głos całego męskiego gatunku. Całość przypomina nieco „U niej w domu” Françoisa Ozona, w którym dzieło literackie pewnego ucznia, zmienia losy wielu bohaterów.

Lekka w swej postaci, niejednokrotnie wywołująca uśmiech komedia, może nie zapadnie w pamięć na wieki, ale z pewnością dostarczy ponad 90 minut niezobowiązującej rozrywki. Dobrze sprawdzi się jako pozycja do obejrzenia wraz z drugą połówką lub podczas seansu z rodziną, chociażby przy świątecznym stole.

6/10

Related posts

Leave a Comment