Magazyn Recenzja 

Można w ten sposób – Recenzja Albo Inaczej 2

Projekt Albo Inaczej to jedna z najbardziej intrygujących rzeczy na polskim rynku muzycznym w ciągu ostatnich lat. Dlatego wieść o drugiej odsłonie tego projektu przyjęłam niezwykle ciepło, ale też sporo zastanawiałam się jaką tym razem formę przybiorą klasyki polskiego rapu. O ile w pierwszej edycji za stronę wokalną odpowiedzialne były tuzy polskiej muzyki, czyli nazwiska takie jak Zbigniew Wodecki (swoją drogą wykonujący numer z repertuaru Slums Attack, co samo w sobie już brzmi interesująco), Andrzej Dąbrowski, czy Krystyna Prońko, to w tym roku postawiono raczej na młodsze i niezwykle obiecujące pokolenie. I tak jak trzy lata temu te utwory w swoim brzmieniu były bardziej w estetyce poezji śpiewanej lat osiemdziesiątych, to dzisiaj, mimo różnorodności głosów, zdecydowanie słychać świeżość i współczesność tych interpretacji.

Na albumie pojawia się aż 11 wokalistów i 12 utworów. Utworów zupełnie różnych od siebie, ale jednocześnie bardzo spójnych, jeśli chodzi o brzmienie całości. Za właściwie wszystkie kompozycje odpowiada pianista Mariusz Obijalski, znany głównie ze współpracy z Moniką Borzym oraz Fisz Emade Tworzywo. Na pierwszy ogień idzie znane z repertuaru Miuosha “Nie mamy skrzydeł” w wersji Piotra Zioły. O ile oryginał Pana z Katowic jest raczej jednym z tych ponurych bitów i kawałków, to w coverze Zioły, mimo niewielkiej zmiany w tekście, słychać przebijający się skądś optymizm, najprawdopodobniej spowodowany rytmicznym pianinem i ogólnym wydźwiękiem.

Kolejnym numerem jest “Mogę wszystko” WWO w wykonaniu Natalii Nykiel. Wielką fanką tego utworu nie jestem, ale mocno doceniam warsztat muzyczny Natalii, a także wszystkie elementy pojawiające się w instrumentalu zasługują na uznanie, dlatego wielkie chapeau bas za podjęcie się tego w ten sposób.

Trzecim trackiem jest cover do “Gdyby miało nie być jutra” śpiewany przez Mroza. I tu muszę przyznać, że z każdym kolejnym wydawnictwem Łukasza jestem pod coraz większym wrażeniem, nie tylko zmiany jaka zaszła w jego repertuarze, ale także możliwości wokalnych, których niegdyś tak odważnie nie prezentował. W oryginalnej wersji Pezet postawił na nieco gangsterski, niebezpieczny klimat, natomiast wrocławianin ukazał go z bardziej wrażliwej strony, sprawiając, że czekam na kolejne muzyczne dokonania Mroza z niecierpliwością.

Czwartym utworem jest reinterpretacja W.E.N.Y. w wykonaniu Darii Zawiałow. O ile bit w pierwowzorze sprawia, że aż chce się do niego pobujać siedząc na ławeczce na typowym polskim blokowisku, to w wersji Darii czuć niemal namacalną delikatność typową dla jej twórczości.

Następnie album serwuje ten utwór, który zaostrzył mi apetyt na cały to wydawnictwo. Singiel wyszedł bowiem aż prawie rok przed premierą krążka. Mowa tu oczywiście o „Sznurowadłach” w wykonaniu Fismolla. Ubóstwiany przeze mnie oryginał Fisz Emade jako Tworzywo Sztuczne niegdyś wydawał mi się majstersztykiem nie do przebicia. Aż tu nagle pojawia się on, który wypełnia ten utwór taką ilością ekspresji i cierpieniem w głosie, że sam słuchacz rzeczywiście zaczyna tęsknić za bliską niegdyś osobą i nawet jeśli nigdy nie posiadał partnera to ta i tak tęsknota się pojawi. Jedno z najlepszych wykonań na tym albumie, o ile nie najlepsze.

Po tej rozdzierającej pieśni znowu zawiewa melancholią, ale w innym wydaniu. Za interpretację Eldo odpowiedzialny jest Ralph Kamiński, o którym trzeba przyznać, że nie bez powodu jest coraz głośniej. Jego wysoki i wręcz nieskazitelnie czysty wokal przeszywa słuchacza pozostawiając ciarki na całym ciele (naprawdę, za każdym razem mając okazję słyszeć go na żywo tak właśnie było). Nie ma się co dziwić, że sam Eldoka chyli czoła przed Ralphem, czego świadkiem byłam na Wrocławskim Pikniku Kulturalnym Co Jest Grane24, gdzie również miałam okazję skonfrontować wersję oryginalną z coverem.

Kolejny utwór i kolejna perełka. Znowu utwór z repertuaru Fisza, tym razem zinterpretowany przez kobietę, Justynę Święs. Brzmi to niesamowicie, ale gdzieś odnoszę wrażenie, że słuchacz, który nie byłby dobrze zaznajomiony z oryginałem, mógłby się pogubić w tym nieco okrojonym w tej wersji storytellingu, co widać na zdjęciu poniżej.

źródło: własne

Ósmą już piosenką na płycie są niegrzeczne “Złe nawyki” z repertuaru 2cztery7, a śpiewane na płycie przez Monikę Borzym. Jazzowe tło muzyczne oraz słowa refrenu “ale ze mnie typ” wbijają się w głowę i zostają z słuchaczem na długo po przesłuchaniu. Warto dodać, że jest to pierwszy singiel promujący Albo Inaczej 2 i ukazał się ponad rok temu na albumie „Molza” również spod znaku Alkopoligamii.

Dziewiątka na albumie też jest w opór mocną pozycją; “Mówią mi” z repertuaru Grammatik w wersji Igora Walaszka znanego też jako Igo. O ile Walaszka ostatnio mieliśmy okazję słyszeć w typowo elektronicznym projekcie Bass Astral x Igo, to ten utwór jest bardziej w rytmach Clock Machine. Mocne rockowe zacięcie i charakterystyczny wokal w końcowym wyniku dają niespodziewany efekt i chociaż w tym przypadku również spora część została pominięta, to wszystko jest jak najbardziej spójne i nie da się obejść na jednym odsłuchaniu. Pozycja równie mocna co wyżej wymienione “Sznurowadła”.

Następny utwór, kolejny, na który czekałam jak tylko dowiedziałam się kto to wykona. “Ilę mogę?” Te-Trisa zaśpiewane przez debiutującą ostatnio Rosalie. Rytmiczne, ale trochę spowolnione na płycie nie daje takiego efektu jak na żywo, bowiem miałam to szczęście usłyszeć tę dwójkę na jednej scenie we Wrocławiu. I słowo szczęście nie jest tu przesadzone, Chrabin i Hoffman niesamowicie dopełniają się razem na scenie. Jeśli to nie zaowocuje dalszą ich współpracą, będę zawiedziona, bo ich wspólne wykonania są nie do zapomnienia.

źródło: grupa Albo Inaczej 2 na Facebooku

Przedostatnią pozycję zajmuje Krzysztof Zalewski i jego wykonanie “Chwili” z repertuaru Numera Raz. No i tu niestety jestem zawiedziona, mimo mojej wielkiej sympatii do Zalewskiego tutaj jest po prostu smętny. Niby tylko Chwila, ale się za bardzo dłuży, a powtarzające się ciągle tytułowe słowo po jakimś czasie zaczyna irytować. No cóż, bywa i tak.

Album wieńczy wspólne wykonanie “Chwil ulotnych” Paktofoniki zaśpiewane aż przez siódemkę artystów (Monikę Borzym, Natalię Nykiel, Darię Zawiałow, Fismolla, Igo, Ralpha Kamińskiego oraz Piotra Ziołę). Piękny ukłon w stronę śląskich pionierów rapu i jak najbardziej kupuję tę grupową formę. Oby jak najwięcej tak dobrych rzeczy pojawiało się w polskiej muzyce, niczego innego nie potrzebuję do szczęścia. Głęboki ukłon w stronę Alkopoligamii za to przedsięwzięcie!

źródło: alkopoligamia.com

A każdego kto dotrwał do końca tej recenzji zachęcam mocno do kupna albumu, bo nie dość, że zawartość muzyczna mocno zadowala, to również jest solidnie i bardzo estetycznie wydana.

 

Ocena: 9/10

Related posts

Leave a Comment