Bez kategorii 

MUMIO. Kult Inkasenta Gazowego

W najbliższy weekend, a dokładnie 21 stycznia, na finałowej gali Kabaretowego Międzynarodowego Festiwalu WROCEK wystąpi grupa Mumio. Zespół istnieje na scenie kabaretowej już od końca lat 90., szerzej znany jednak stał się stosunkowo niedawno za sprawą spotów Plusa GSM, które wstrząsnęły konserwatywnym rynkiem reklamy, a nawet na trwałe wpisały się w polską kulturę – głównie kulturę słowa. W maju zeszłego roku na ekrany wszedł film „Hi way” w reżyserii Dariusza Basińskiego, a współtworzony przez pozostałych członków grupy. Przyjęty z umiarkowanym entuzjazmem, był jednak konsekwentnym dowodem na wybór przez twórców alternatywnej drogi artystycznej i zaspokajający widza, dla którego humor to nie śmieszność utarta, ale prawdziwe wyzwanie. Takim właśnie wyzwaniem są dwa spektakle grupy: „Kabaret Mumio” oraz „Lutownica, ale nie pistoletowa, tylko taka kolba”, z których pierwszy będą mogli już wkrótce zobaczyć widzowie WROCKa. Mumio, określające się nie jako kabaret, ale „platforma artystyczna”, tworzą Jacek Borusiński oraz Jadwiga i Dariusz Basińscy. „Mumio” w równym stopniu oznacza proszek na wszelkie dolegliwości, wydobywany od czasów starożytnych ze skał Kaukazu, co nie oznacza nic i brzmi śmiesznie – ów właśnie fakt przekonał do nazwy założycieli formacji: Dariusza Basińskiego, Dariusza Rzontkowskiego oraz Tomasza Skorupę. Mumio zadebiutowało swym pierwszym spektaklem w rodzinnych Katowicach w 1998 r., a w tym samym roku uhonorowane zostało m.in. Grand Prix XIV Ogólnopolskiego Przeglądu Kabaretów PAKA w Krakowie. Od tamtej pory grupa, bardziej lub mniej regularnie ze względu na inne dziedziny swej działalności, występuje na scenach teatralnych w Polsce z dwoma spektaklami („Lutownica…” miała swą premierę w 2001 r.). Nietrudno zrozumieć, dlaczego Mumio w polskich warunkach stało się zjawiskiem precedensowym. Tradycja rodzimego kabaretu wywodzi się bowiem z opozycji wobec władzy – satyrycznej krytyki systemu, która na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat ukształtowała polskie poczucie humoru. Owa „gęba” nadal nas zabawia (a niektórych niezmienne zniesmacza) – to, choćby, skecze Kabaretu Moralnego Niepokoju, a w życiu codziennym – namiętne lubowanie się w ogranych motywach politycznie śmiechogennych. Tymczasem Mumio realizuje wyjątkowy program odnowy i przywołując na myśl gombrowiczowską ucieczkę od formy, gładko w formę wchodzi, a potem od środka rozsadza, wyolbrzymia i depcze – bez cynizmu, z tylko sobie właściwą gracją i charakterystycznymi dla swej twórczości przymiotami. Po pierwsze więc, będzie to apolityczność. Cecha ta już zdążyła doczekać się krytyki – dziennikarz Gazety Wyborczej, Roman Pawłowski, zarzucił Mumio niekomentowanie rzeczywistości i brak zainteresowania codziennymi tematami. A Mumio pozostaje Mumiem – i konsekwentnie wypełnia postanowienie, że żartów politycznych z ust grupy nigdy nie usłyszymy. Po drugie, jest to bezsens – osiągany za pomocą wyrafinowanego absurdu i surrealizmu. W sposób naturalny przywodzi on na myśl Monty Pythona, jednak sami twórcy przyznają, że choć to poczucie humoru cenią, wydaje się im nieco zbyt cyniczne. Sami twórcy mówią przy tym o technice „martwego dowcipu”, który śmieszy przez to, że nie jest śmieszny, a jego opowiedzenie wyzwala dziką nieraz reakcję widza, nieprzyzwyczajonego do owego zabiegu. Po trzecie, nieustająca walka ze schematem. Prócz wspomnianego wykoślawiania formy, Mumio zręcznie wymyka się puencie bądź też tłamsi ją (np. w skeczu o inkasencie gazowym) czy rozbrajająco bawi się językiem (mistrzowski skecz o bluesie). Dariusz Basiński tak mówi o Mumio: „W naszych spektaklach sporo jest pozornych niedokończeń, otwartości na znaczenie czy anty-puent wybijających widza co rusz z poczucia, że wszystko musi mieć klarowne znaczenie”. Po czwarte jeszcze, aktorstwo. Mumio przykłada równą wagę do tekstu, jak i jego artystycznej otoczki – jeśli nie większą do tej drugiej. Każdy skecz jest więc odrębnym popisem gry; wypadkową gestów, intonacji, dziwacznych ruchów ciała (Borusińki: „Gramy tak silnie samym sobą, że aż doprowadzamy się do samodestrukcji. Całe ciało się rozjeżdża, staje się pokraczne”), jak również oryginalnych strojów (w „Lutownicy…” artyści przebrani są za biedronkę, psa i jeża). Do tych elementów dochodzi także improwizacja, do której często przyznają się twórcy (ten sam skecz nigdy nie jest zresztą przez Mumio tak samo zagrany) – a która przenosi się ze spektaklu za kulisy, gdzie miałam przyjemność zobaczyć Mumio na żywo tworzące absurdalne dialogi i sytuacje. Po piąte wreszcie, kameralność. Mumio najlepiej nadaje się do celebracji na scenie, i to w jednym z pierwszych rzędów, ze względu na poprzednią wymienioną cechę i możliwość docenienia ich kunsztu w pełni. Jakiekolwiek Opola to niewypał – a jeśli wypał, to śmiem twierdzić, ze tylko na fali ogólnego, generalnego rozbawienia publiczności Mało kto nie zna dziś Mumio, choć lwia część owych znających rozpoznaje dwóch zabawnych panów z reklamy, nie kojarząc ich przy tym nawet z nazwą grupy. A jeśli już kojarząc, to zarazem przypisując im owo zlaicyzowane już doszczętnie i zasymilowane na potrzeby wcale nie zabawnego już, codziennego humoru sytuacyjnego „kopytko”. Ale choć Mumio zajęło swe miejsce i w reklamie, i w pełnometrażowym filmie, i tak pierwotne jego jądro tkwi w spektaklach (trwają zresztą prace nad kolejnym). Są one odzwierciedleniem dążenia grupy do zachowania w swej działalności zbawiennej „niszy”. Dlatego zachęcam do poznania Mumio od strony teatralnej z nadzieją, że stanie się ona szerzej znaną stroną ich twórczości – ale z drugiej strony zdając sobie sprawę, że twórczość ta, ze względu na niszowość, nie powinna być umasowiona. O niebo większy ma urok prywatny, niż publiczny, kult Inkasenta Gazowego. Bulsara

Related posts