Film Magazyn Recenzja 

Podróż do jądra ciemności – recenzja filmu „Jeszcze dzień życia”

Postaci Ryszarda Kapuścińskiego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, choć trudno pokusić się o stwierdzenie, że jego twórczość jest promowana w Polsce w dostatecznym stopniu. Do czytania Kapuścińskiego trzeba również dojrzeć, o czym wspominał Damian Nenow – jeden z reżyserów filmu „Jeszcze dzień życia”. Produkcja, której scenariusz został oparty na książce polskiego reportera o tym samym tytule, stanowi animowany obraz niezwykle istotnego fragmentu życia pisarza. Posłużenie się animacją pozwoliło przedstawić wydarzenia, w których bezpośrednio uczestniczył Kapuściński, niemal w stylu kina nowej przygody, choć twórcy zdecydowali się poprzeplatać warstwę rysunkową z ujęciami dokumentalnymi. Damian Nenow i Raúl de la Fuente wyreżyserowali biografię niebiograficzną, nawet nie tyle co o samym Kapuścińskim, co o reporterze, który się zmienia pod wpływem otaczających go tragedii.

Akcja filmu rozpoczyna się w Angoli tuż przed odzyskaniem przez kraj będący kolonią portugalską niepodległości. Droga do wolności usłania jednak jest kolcami, zatem zanim można było świętować zwycięstwo, tereny te zostały nasiąknięte wojną. Krótkie wprowadzenie historyczne pozwala odnaleźć się na kartach historii, choć trudno pozbyć się wrażenia, że całość oglądamy z punktu widzenia tylko jednej ze stron konfliktu. Biorąc pod uwagę okoliczność, że Kapuściński był reporterem z socjalistycznej części Europy, nie trudno się domyślić perspektywy, jednocześnie trudno mieć co do tego obrazu zastrzeżenia. Przemierzamy wraz z polskim wysłannikiem kolejne etapy podróży, które zbliżają go do jądra ciemności, czyli centrum wojny toczącej się w Angoli. Wraz z przebytymi kilometrami wśród padających strzałów i wybuchów bomb, nie tylko pogłębiają się surrealistyczne wizje Kapuścińskiego, ale również coraz bardziej wątpi on w sens swoich działań jako reportera. „Jeszcze dzień życia” stanowi zatem bardziej opowieść-kino drogi, aniżeli wierną biografię losów Polaka. Taką wizję reżyserską potwierdza również sam sposób kreacji scen – niezwykle dynamicznie przedstawione wydarzenia przypominają momentami film akcji lub nawet kino wojenne.

Co ciekawe, choć mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, że twórcy posłużyli się animacją rotoskopową (tak jak chociażby ma to miejsce w znanym „Walcu z Baszirem”), to animacja nie opierała się na ówcześnie poczynionych zdjęciach w terenie, zatem jest to czysta praca grafików komputerowych.

Osobiście mam wątpliwości, co do ostatecznego odbioru „Jeszcze dzień życia”. Sam film ogląda się dość płynnie, niczym produkcję przygodową, jednak odnosi się wrażenie, że w tym wszystkim został zagubiony główny cel – a więc przedstawienie samego Kapuścińskiego. Wyczuwalne inspiracje, które posłużyły jako punkt wyjścia do tworzenia animacji, również pozostawiają wrażenie niedosytu, ale, biorąc pod uwagę, że jest to debiut animowany duetu reżyserskiego, warto trzymać kciuki za ich następne produkcje.

Related posts

Leave a Comment