Felieton Magazyn Recenzja 

„Pop Music”, czyli jak Remo Drive ucieka w dorosłość

Długo zastanawiałem się, jak trzech chłopaków z Minnesoty rozwiąże niebagatelny problem wyeksploatowanego na pierwszym albumie brzmienia zawierającego dużą dozę odświeżającej dla pop punka oryginalności. Oryginalność ta bowiem była na tyle ograniczona, że zamknięta w 37 minutach stała się już zupełnie nieoryginalna. Remo Drive wychodzą z tej sytuacji z klasą i całkiem przyzwoitą epką – „Pop Music”. 

Skoro już stwierdziliśmy, że album dobrze sobie radzi, nawet na tle tego pierwszego, to trzeba ustalić, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Osiem minut nowego materiału to nie jest coś o czym powinno się myśleć jako o nowym kierunku zespołu. Myślę, że mówimy tu o pewnym przejściu z jednej stylistyki w drugą. Zrezygnowano z pop punka na rzecz bardziej wygładzonego, ale również  dojrzalszego power popu.

Świetnym przykładem na rozwój grupy jest „Heartstrings” zamykające całą epkę. Pierwotnie utwór pojawił się już w 2015 roku, w wersji dużo bardziej punkowej, agresywnej. Nie mówię tu już nawet o krzyczanych, w tamtym wydaniu, wokalach. Na „Pop Music” kompozycja sprawia wrażenie bardziej tęsknej, delikatnie zrezygnowanej, a mimo to dalej zachowuje niesamowitą dynamikę zawartą w oryginale. 

To, co cieszy, to fakt, że przy całym tym wygładzeniu brzmienia Remo Drive zachowali skoczność i tę charakterystyczną, smutną beztroskę kompozycji, za którą tak pokochałem „Greatest Hits”. „Blue Ribbon” jako singiel od razu nastawiło mnie pozytywnie do nowego materiału, zapowiadając nie tylko wspaniały gorzko-słodki album, ale także pokazując, że zespół dorasta. Zarówno w tekście (I should probably start reading/’Cause if my brain is only eating/Candy and Blue Ribbon/I’ll be such a stupid man), jak i w brzmieniu.

To samo mówi nam zresztą tekst do „Song of the Summer”, w którym podmiot zaczyna dostrzegać ohydę w swoich muzycznych idolach młodości. Osobiście boję się nieco utraty nastoletniego klimatu na następnych wydawnictwach. Jestem wielkim fanem takiego infantylnego, niedojrzałego emo punka i szkoda byłoby stracić brzmienie, które złożyło się na mój ulubiony album ostatnich lat. Niezależnie jednak, jaką decyzję zespół podejmie, nadal będę ich śledził, bo nawet jeśli odejdą od dotychczasowej stylistyki na rzecz czegokolwiek innego, to należy im się szacunek zarówno za wspaniały pierwszy longplay, jak i  za odwagę wydania czegokolwiek po nim. Zwłaszcza wydania czegoś naprawdę dobrego.

Related posts

Leave a Comment