Film Magazyn 

Szkoda – recenzja filmu „Logan”.

„Logan” zdecydowanie stanowi nowy kierunek dla filmowego uniwersum Foxa, które przez lata przyzwyczaiło nas do kręcenia boleśnie poprawnych adaptacji części marvelowych komiksów. Próba stworzenia mutantowej wariacji na temat westernów i kina drogi w jednym stanowiła bardzo ciekawy punkt wyjścia, zwłaszcza że tendencja opowiadania o superbohaterach w konwencji gatunkowej dopiero rozkwita. Szkoda jednak, że na dobrym koncepcie wartości Logana trochę się wyczerpują.

W przedapokaliptycznym świecie zmierzającym ku upadkowi smutny, zmęczony Wolverine pokonuje kolejne kilometry swoim drogim samochodem, od czasu do czasu obijając komuś efektownie twarz. Decyzja studia o nadaniu „Loganowi” kategorii R zdecydowanie musiała ucieszyć Mangolda, który popisuje się nią na każdym kroku, krzycząc wręcz widzowi w twarz: „zobacz, mogę zrobić co tylko chcę”. Stąd też wszystkie bitwy Logana bardziej niż na udaną choreografię stawiają na tanie, komputerowo pocięte czaszki, a wulgaryzmy stanowią główną nić porozumienia pomiędzy bohaterami. Reżyser bez zażenowania pokazuje nam całkowicie zbędną dla danej sceny nagość, a kolejne przekleństwa wciska w usta niedopasowanych pod tę pseudomęską konwencję bohaterom jak profesor Xavier.

Bardzo szkoda, że całe szaleństwo „Logana” ogranicza się do estetycznie wylewających się z brzucha flaków, fabułę prowadząc natomiast całkowicie po bożemu. I, co najlepsze, zupełnie jej nie wykorzystując i kładąc nacisk na nie te elementy, które widza by mogły obchodzić. No bo jeżeli cały film sprowadzić można do przeplatających się ze sobą sekwencji jeżdżenia samochodem i postojów, w trakcie których bohaterowie się ze sobą tłuką, to aż żal że ta pierwsza ma w nosie budowanie ciekawej relacji między postaciami, a ta druga wygląda bardzo tanio i nieefektownie. I nie jest to tak, że scenarzyści nie wiedzą jak angażującą relację zbudować, bo w jednej czy dwóch scenach, w których pozwolono bohaterom po prostu rozmawiać o małych rzeczach zadziałało to cudnie. Chodzi raczej o to, że ponad dwugodzinny film nie znajduje na to czasu, bo woli się skupiać na rozpamiętywaniu przeszłych traum, które znacząco na dwójkę emerytowanych x-men wpłynęły. Nikt jednak nam nie mówi o co chodzi, a jedynie sugeruje i każe się domyślać z jakiego powodu bohaterowie zachowują się kompletnie inaczej niż w poprzednich filmach, co sprawia widzowi ogromny problem i okrada go ze zrozumienia dla tych postaci, z którymi niegdyś tak bardzo był związany.

I przykre jakoś to wszystko, bo choć pustynia pięknie zakurzona, ciuchy poplamione kawą, a postaci interesujące, to film zupełnie nie potrafi tego wykorzystać, ciesząc się swoją brutalnością i nie trafiając z ani jednym żartem. Bo w świecie tak śmiertelnie poważnym i wyzbytym uczuć, z okropnie napisaną, dramatyczną muzyką dowcipy rzucane co jakiś czas jakby nie pasują i wyparowują przy pierwszej okazji w gorącym słońcu amerykańskiego Teksasu. A wraz z nimi jakakolwiek radość i zabawa, która mogłaby z „Logana” płynąć. Szkoda.

Ocena: 5/10

Related posts

Leave a Comment