W drugim artykule z cyklu Moje wrażenia podzielę się swoją, jak najbardziej subiektywną opinią o filmach mieszczących się w sekcji Forum tegorocznego Berlinale. Na wstępię zaznaczę, że nie obejrzałem ich wiele, bo zaledwie cztery. Od początku sekcja ta nie stanowiła dla mnie priorytetu. Na tle pozostałych ma się wrażenie, że jest ona najmniej dopracowana, miejscami przypominając bardziej plac zabaw lub piaskownicę, niż przestrzeń, w której można by śmiało zabrać niczym nieskrępowany głos.
Zacznę od obrazu, który pozostawił mnie z najlepszymi wrażeniami po zakończonym seansie. Turecki Forms of forgetting to krótki, bo zaledwie 70-minutowy esej poświęcony zapominaniu. Burak Çevik w kilku mini-opowieściach eksploruje podjęty temat i prowadzi widza przez różne formy odchodzenia rzeczy w niepamięć. Ciekawe eksperymenty formalne oraz cytaty pojawiające się w filmie potrafią zaszczepić w widzu kilka myśli i zmusić go do refleksji wykraczających poza te stricte zawarte w filmie.
Inspiracją dla poszukiwania odpowiedzi na pytania, dlaczego i jak zapominamy, była dla reżysera pandemia. Podczas spotkania Q&A z widzami opowiadał, że był to dla niego czas nierealny i z dzisiejszej perspektywy posiadający bardzo mgliste kształty. W jej trakcie rozpoczął próby mierzenia się z zagadnieniami i myślami krążącymi mu po głowie dot. zapominania, odchodzenia, zacierania się wspomnień. Efektem tych wewnętrznych konfrontacji jest moim zdaniem jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy film z sekcji Forum.
Reżyserka Fiona Tar w swoim filmie Dearest Fiona przywołuje treść listów pisanych do niej przez jej ojca w roku 1988, kiedy wyjechała na studia z rodzimej Australii na studia do Amsterdamu. Dla odczytywanej głosem z offu korespondencji, tło stanowią archiwalne nagrania z Niderlandów z okresu na przestrzeni lat 1890-1935, na których widz obserwuje codzienne życie Holendrów (pracę, handel, szkołę, czas wolny…) i to, jak zmieniało się ono pod wpływem ciągle rozwijającej się techniki.
Co warto podkreślić, obrazy Niderlandów i ich mieszkańców nie są ilustracją dla treści listów. Dwie odmienne, lecz prowadzone w tym samym czasie opowieści wchodzą ze sobą w interesujący audio-wizualny dialog, rozpinający się na przestrzeni niemalże stu lat. Przenikające się linie czasowe mają w sobie coś z pochwały na cześć życia, jego biegu oraz niezmienności. Bowiem nawet kiedy zmieniają się twarze, głosy, to życie nieustannie pozostaje sobą. Rozpięte pomiędzy chwilami, wydaje się trwać niezwruszone ani rewolucjami technologicznymi, ni wojnami, czy toczącymi się konflikatami.
Seans Dearest Fiona przypomniał mi o jednej z moich ulubionych książek, czyli szkicach Zbigniewa Herberta z podróży do Holandii pt. Martwa natura z wędzidłem. Jeśli jesteście zainteresowani nie tylko historią, ale przede wszystkim tradycją i kulturą tego regionu Europy, to wówczas polecam tę książkę Waszej uwadze. Z kolei jeśli zainteresowała Was forma filmu, to na platformie NH VOD dostępny jest film Catariny Vasconcelos Metamorfoza ptaków – laureat Grand Prix i zdobywca Nagrody Publiczności 20. MFF Nowe Horyzonty, wyróżniony także nagrodą FIPRESCI na festiwalu Berlinale 2020.
Dearest Fiona (reż. Fiona Tan) / © Fiona Tan, Antithesis Films
Tutaj dochodzimy do tego, co w kinie najpiękniejsze, bo film Mammalia da się albo kochać, albo nienawidzić i powodem tego nie jest wyłącznie tematyka, jaką podejmuje reżyser. To przede wszystkim kwestia samej formy obrazu i konstrukcji nader szarpanej fabuły, która nawet jeśli spina się na samym końcu, to wierzcie mi, że dobrnięcie do niego stanowi pewien wysiłek. Reżyser zgodnie z tradycją rumuńskiego surrealizmu, nie rozpieszcza widza prostymi odpowiedziami. Nieustanne przeskoki, łamanie się obrazu, ciągła dezorientacja to kwintesencja Mammalii. Co ciekawe wśród kooproducentów filmu znalazł się Polski Instyt Sztuki Filmowej.
Główny bohater filmu Camil jest mężczyzną w średnim wieku, znajdującym się w epicentrum kryzysu własnej tożsamości, roli jaką odgrywa w społeczeństwie, ale przede wszystkim męskości. Regularnie pozostawiany samemu sobie przez partnerkę, oddającą się tajemniczym, rytualnym praktykom duchowym jak np. struganie totemów w kształcie penisa. Postanawia on spróbować dowiedzieć się, gdzie znika jego dziewczyna, a poszukiwania te w kolejnych krokach zamienią sie w próby odnalezienia samego siebie.
Z tej perspektywy Mammalia to film w pewnym sensie nowatorski, bowiem wśród licznych tytułów traktujących o kryzysie męskości, niewiele z nich decyduje się głębiej zanurzyć w emocje i psychologię bohatera. Większość współczesnych, wciąż powstających propozycji skupia się głównie na tym, co zewnętrze i łatwe do wypunktowania i krytyki. Dlatego właśnie polecam waszej uwadze film Sebastiana Mihăilescu, który w interesujący sposób podchodzi do tematu, budzącego wciąż i wciąż tak żarliwe, nierzadko wręcz ogniste dyskusje i spory.
Mammalia (reż. Sebastian Mihăilescu) / © microFILM
Horse Opera to próba stworzenia filmu z no cóż… końskiej uryny i nudnych, monotonych odczytów opowiadania – traktującego o życiu w nocnych klubach, ćpaniu, przygodnym seksie, ślizganiu się przez życie (czasem we własnej treści pokarmowej). Chciałbym powiedzieć, że ten (znów) 70-minutowy esej broni się czymkolwiek, ale wówczas musiałbym oszukać Was, a co gorsza oszukać siebie.
Gdybym miał podsumować seans Horse Opera, to nazwałbym go błędem, który popełniłem, byście wy nie musieli. Natomiast, jeśli w Waszym matrixie też miałoby dość do takiej anomalii i pewnego dnia znajdziecie się na pokazie „tego czegoś”, to wówczasz ponownie odsyłam was do genialnego Forms of forgetting, dzięki któremu będziecie mogli skupić się na pozytywach i błogosławić pamięć za jej dziurawą naturę.
Horse Opera (reż. Moyra Davey) / © Moyra Davey
Podsumowując, choć z filmów zawartych w Forum widziałem jedynie cztery pozycje, to zdecydowanie zapewniły mi one bardzo skrajne doświadczenia. Niestety, jak pisałem na wstępie, tegoroczna selekcja tytułów przypominała mi bardziej plac zabaw, niż przemyślane i spójne z ideą sekcji wybory, choć na pewno część z nich znajdzie swoich odbiorców.
Wyróżniony nagrodą Caligari został film De Facto, wyreżyserowany przez Selmę Doborac. Problematyką poruszaną w nim była próba odpowiedzenia sobie na pytanie, jak kino może mierzyć i konfrontować się ze sprawcami zbrodni. To kino wymagające od widza, ale w zamian dostarczające mu możliwość analizy i wglądu w pewien wycinek rzeczywistości, który często dla jego własnego komfortu pozostaje ukryty pod osłoną przemilczenia.
Przyznam się, że zwycięski tytuł znajdował się na mojej liście planowanych seansów. Niestety, jak to na festiwalu bywa, koncert życzeń spotyka się z rzeczywistością, co zmusza do częstych przetasowań tego, co zobaczyć, a co odłożyć na bok. Pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze nadarzy się okazja do jego zobaczenia.
Reżyser Burak Çevik po pokazie swojego filmu na Q&A z widzami / archiwum własne
W następnym artykule z serii Moje wrażenia przyjrzymy się jednej z ciekawszych sekcji, czyli Panoramie. Prócz tego, w najbliższych dniach możecie spodziewać się pełnej recenzji filmu Forms of forgetting Buraka Çevika, który mam nadzieję, zostanie zaprezentowany polskiej widowni podczas zbliżających się Nowych Horyzontów. Sekcja Lost, Lost, Lost czeka…