Pod koniec kwietnia nakładem Universal Music Polska ukazała się płyta brytyjskiego artysty Bena Howarda. Album “Every Kingdom” znany na całym świecie już od 2011 roku, w naszym kraju pojawił się ze sporym opóźnieniem. Może to właśnie dlatego muzyk nie zawitał jeszcze do kraju nad Wisłą, choć wielokrotnie odwiedzał naszych zachodnich sąsiadów, w tym stolicę Niemiec. Zeszłotygodniowy (19/06/2013) koncert Howarda w Zitadelle Spandau w Berlinie zgromadził fanów nie tylko z Niemiec, ale i liczną grupę naszych rodaków zakochanych w dźwiękach płynących z Wysp. Tuż przed występem Howarda na scenie pojawił się pochodzący z Devon John Smith. (To miejsce to kopalnia skarbów – artystom pochodzącym stamtąd należałoby chyba poświęcić osobny tekst!) Gitarzysta obdarzony niezwykle głębokim i kojącym głosem wykonał kilka autorskich piosenek i rozbujał publiczność proszącą o więcej. Co ciekawe, mimo nagranych czterech albumów oraz współpracy m.in. z Lisą Hannigan czy Johnem Martynem, artysta wciąż pozostaje mało popularny. Jestem jednak pewna, że niedługo usłyszymy o nim więcej! Po świetnym supporcie Ben Howard kazał fanom czekać na siebie jeszcze ponad 45 minut. Było warto! Muzyk i towarzyszący mu zespół przez dwie godziny dali popis swoich scenicznych możliwości. Choć sam gitarzysta jest bardzo nieśmiały, udało mu się nawiązać kontakt z publicznością, która żywo reagowała na jego słowa i piosenki. Brytyjczyk jest mistrzem budowania (i burzenia) nastroju i atmosfery, umiejętnie przechodzi od utworów lirycznych do dynamicznych i z powrotem, co publiczność przyjmuje bez wątpliwości, automatycznie przystosowując się do nowych dźwięków płynących ze sceny. Zabrzmiały znane kawałki takie jak „Only love”, czy „Keep your head up”, a także nowe, przepiękne „The Burren” oraz całkowicie nieznany, jeden z najlepszych utworów wieczoru „I forgot where we were”. Pozytywnym zaskoczeniem była znacznie dłuższa wersja „The Fear”, która wprowadziła fanów w niezwykle rockowy nastrój wzmocniony później przez „Oats in the water”. Dwugodzinny koncert pozostawił poczucie niedosytu czasowego- ze względu na uregulowania prawne imprez w Zitadelle Spandau typowe bisy nie mogły zostać wykonane. Brytyjczyk jednak uprzedził o tym fanów i świetnie obszedł przepisy serwując kilka naprawdę dobrych i żywych kawałków na zakończenie, by nie pozostawić fanów bez encore’ów. Na scenie Howardowi towarzyszył jego kapitalny zespół – India Bourne (wiolonczela, gitara basowa, bębny), Chris Bond (perkusja, gitara basowa) oraz Bear Bond (gitara, organy, melodyka) – wszyscy ze wspomnianego już wcześniej Devon. Po takiej dawce emocji, jaką otrzymałam ja i publiczność w Berlinie, mam ochotę na znacznie więcej! Marzę, by kiedyś Ben Howard wystąpił w Polsce. Sądząc po determinacji tutejszych fanów – prężnie działającym fanpage’u na facebooku oraz pokoncertowych akcjach, jest na to spora szansa. Nie pozostaje nic innego niż zaśpiewać Brytyjczykowi „Come on, love” – aby odwiedził i nasz kraj! Karolina Babij O pokoncertowej akcji grupy fanów można poczytać tu. Jeden z filmików z koncertu: SETLISTA: Everything Black Flies Old Pine I Forgot Where We Were Only Love The Wolves The Burren Burgh Island Gracious Keep Your Head Up The Fear Keiko Oats in the Water Promise