„Dalej jazda” czyli jak w Polsce robić kino dla seniorów

Na świecie powstaje coraz więcej filmów i seriali, które w swoim centrum stawiają bohaterów w wieku senioralnym. Jest to przejawem oczywistej tendencji widocznej w krajach tzw. Zachodu i polegającej na tym, że interesy najstarszych członków społeczeństwa są coraz lepiej chronione. Kino musiał pójść za tym przykładem i uzupełnić filmy o reprezentację seniorów, co w wielu sytuacjach udawało się z zaskakującym skutkiem – pamiętacie może dwie części „Hotelu Marigold”? Jest to idealny przykład tego, że o tym ostatnim etapie życia można opowiadać z klasą, humorem, bez szantażu emocjonalnego. W Polsce dotychczas podejmowano próby, które jednak w większości były nieudane, żeby wspomnieć chociażby powstające w ostatnich latach kolejne części komedii „Kogel-mogel) (tam wątki senioralne są i często wychodzą na pierwszy plan) albo okropnie nieśmieszna „Piąta pora roku” z Ewą Wiśniewską i Marianem Dziędzielem.

Dlatego z takim zadowoleniem mogę oznajmić, że w końcu doczekaliśmy się filmu senioralnego, który jest zabawny, chwilami bardzo smutny, ale najważniejsze: nie obraża inteligencji widza. Nazywa się „Dalej jazda”, na początku roku był dość dużym kinowym hitem, a teraz trafił do streamingu. Śledzimy tu historię małżeństwa Gugulaków – Jóźka (rewelacyjny Marian Opania) i Elżbiety (urocza Małgorzata Rożniatowska, bodaj w pierwszej w swojej długiej karierze głównej roli), którzy zmagają się z wieloma codziennymi problemami. Największym jest choroba Elżbiety – Alzheimer. Józiek nie chce się zgodzić na propozycję syna (Mariusz Drężek), który namawia rodziców do zamieszkania w domu spokojnej starości. Chce natomiast zrealizować być może ostatnie życzenie Elżbiety – wyjazd na Trzy korony.

Jest w „Dalej jazda” kilka elementów, przez które film ten powinien się rozpaść. Powtarzające się często „Dalej jazda” czy „Kurna go mać” było od początku irytujące, ale w miarę rozwoju fabuły i coraz bliższej relacji z bohaterami, stawało się coraz bardziej akceptowalne. Płyciutkie są relacje pomiędzy rodzicami a synem i jego rodziną, a sceny retrospektywne/manii wynikających z rozwoju choroby są po prostu niechlujnie nakręcone. Jednak dość szybko można o tym zapomnieć, z kilku powodów. Ten scenariusz, mimo że prościutki, jest przynajmniej szczery, bogaty z ostre, czasem zaskakująco pikantne dialogi, i ze świetnie rozpisaną relacją głównych bohaterów. Opania i Rożniatowska brawurowo dominują ekran, pozostając przy tym emocjonalnym, realnym centrum opowieści. Rożniatowska gra chorobę bez ośmieszania, nie przekracza granicy karykatury. Opania jest z kolei absolutnym mistrzem – jego charyzma aż buzuje z ekranu. Wielki powrót!

Konwencja kina drogi jest umiarkowanie wykorzystana, ale już ten nawet pretekstowy komediodramat rodzinny jest potraktowany z szacunkiem, humorem. Widać, że twórcy mają serce po dobrej stronie tematu, unikając protekcjonalnego tonu i dając życie swoim bohaterom. A oni sami zyskują sympatię widzów właściwie od samego początku.

Jeszcze jedno słowo o Marianie Opani – cóż to jest za postać! Jaki talent, o którym polskie kino przez lata zapomniało. Dobrze, że nawet przy problemach „Dalej jazda”, powstają takie filmy, bo dzięki nim możemy sobie przypomnieć o weteranach polskich scen i ekranów. A jeszcze jak się im da co zagrać, to już w ogóle bywa magicznie. W „Dalej jazda” może zbyt magicznie nie jest, ale szczęśliwie niezbyt często czuć na plecach ciarki żenady.

P.S.

Zapomniałbym – pada w filmie jeden z najśmieszniejszych żartów, jakie mi dane było słyszeć ostatnimi czasy w kinie. Dawno niewidziany Wiktor Zborowski gra tu sąsiada pary głównych bohaterów. W pewnym momencie rozmawia z ich synem Andrzejem i wyjawia tajemnicę, że to on jest ojcem chrzestnym bohatera. Sytuację podsumowuje tak:

– A z ojcem chrzestnym się nie zadziera, nawet film o tym zrobili. Ty se zobacz 🙂

komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *