Donald i Bibi – power couple, która podpala świat

Benjamin Netanjahu po raz pierwszy objął urząd premiera Państwa Izrael w 1996r. Jako przewodniczący prawicowego Likudu, z przerwami ponad 17 lat piastuje to stanowisko. Za jego kadencji dochodziło do wielu kontrowersyjnych wydarzeń politycznych w Izraelu, żeby tylko wspomnieć ostatnie lata, które były bogate w protesty na ulicach Tel Awiwu, związane czy to ze zmianami w sądownictwie, czy rosnącym napięciem w stosunkach z Palestyną. Podczas jego premierostwa doszło także do najpoważniejszego ataku terrorystycznego w historii Izraela, 7.10.2023r. przeprowadzonego przez bojowników Hamasu. To wydarzenie doprowadziło do pełnoskalowej inwazji Sił Obronnych Izraela. Początkowo władze Izraela próbowały wmówić światowej opinii publicznej, że chodzi im tylko o wyeliminowanie Hamasu i odbicie zakładników. Jednak po kolejnych drastycznych naruszenia prawa międzynarodowego, a co za tym idzie na porządku dziennym popełnianych zbrodniach wojennych, stało się jasne jaki jest plan Izraela na Strefę Gazy i Zachodni Brzeg – czystka etniczna, ludobójstwo i wysiedlenie ludności palestyńskiej i uzyskanie przestrzeni życiowej dla obywateli Państwa Izrael.

W tzw. międzyczasie Izrael pod przywództwem Netanjahu w sposób bardzo agresywny podchodził do swoich sąsiadów, m.in. Jemenu, a ostatni tydzień to otwarcie kolejnego frontu. Z Iranem, najpoważniejszym z dotychczasowych przeciwników.

Celem ataku Izraela, wedle zapewnień Netanjahu, ma być ograniczenie możliwości rozwoju, a w dalszej konsekwencji całkowite zatrzymanie programu nuklearnego Iranu, który jakoby miał być jeśli nie tygodnie, to miesiące od wytworzenia broni jądrowej. Jest tylko jeden mały problem z tą ostatnią informacją – po raz pierwszy o takim zagrożeniu Benjamin Netanjahu poinformował Kongres…w 1995 roku. Od 30 lat więc Iran cały czas jest tygodnie od upragnionego celu. Jest to tak głupie, wręcz bezczelne kłamstwo, że tylko i wyłącznie politycy amerykańscy mogli w nie uwierzyć. Oczywiście nie ze względu na swoją łatwowierność, a przynajmniej nie tylko z tego powodu, ale też w związku ze strumieniem pięniędzy od różnych grup lobbystów Państwa Izrael działających w USA (np AIPAC – American Israel Public Affairs Committee), a które to środki trafiają na konta, żeby nie skłamać, 90 procent członków Izby Reprezentantów i Senatu. Amerykańska klasa polityczna zdaje się żyć w stanie jakiegoś ciągłego poczucia winy, wynikającego z faktu, że na ich oczach dokonał się Holokaust. Wracając jednak do „zapewnień” Netanjahu – o braku wiarygodności tej informacji, poza powtarzaniem jej przez aktualnego premiera Izraela od…30 lat, świadczą także dwa oficjalne raporty, jeden wydany przez urzędników administracji amerykańskiej, drugi z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Członkinią gabinetu Trumpa, która wyłamała się swoistej irańskiej ortodoksji, okazała się Tulsi Gabbard, Dyrektor Wywiadu Narodowego (Director of National Intelligence), która przynajmniej teoretycznie nadzoruje większość agencji wywiadowczych w USA. Poza jej nadzorem pozostaje jednak ta najważniejsza: CIA. Gabbard odpowiadając na pytanie w trakcie przesłuchania w Kongresie, stwierdziła, że nie ma dowodów na to, że Iran pracuje nad programem nuklearny w celu stworzenia broni. W ogóle nie pracuje. Co więcej, dotychczasowy program został zamknięty w…2003. Podobne tezy można wysnuć zarówno z raportu MAEA, jak i z wypowiedzi jednego z jej przedstawicieli. Zapytany o wypowiedzi Gabbard, Trump stwierdził, że nie obchodzi go co ona mówi.

Jednak jeszcze kilka dni zajęło mu podjęcie decyzji o wykonaniu uderzeń na trzy kluczowe miejsca dla programu nuklearnego Iranu, które jakoby zostały zrównane z Ziemią. Nie zmienia to faktu, że zapewne wszelkie plany, badania zostały w odpowiednim momencie ukryte, przeniesione z tych konkretnych lokalizacji, które wydawały się oczywistym celem ataku. Atak ten miał zostać dokonany i skutecznie dokończony przez Izrael, ale nawet super nowoczesny sprzęt z USA, nie wystarczy w niektórych okolicznościach. W tym momencie Stany Zjednoczone weszły całe na biało i zrobiły swoje. Teoretycznie czytając takie określenia działań USA, pewnie pomyślicie, że temu przyklaskuję. Przeciwnie! Nieznośny mit żandarma świata wciąż ma się dobrze, informacje o śmierci Neokonserwatystów, którzy nie znają wojny, w której nie chcieliby wziąć udziału, są zdecydowanie przedwczesne, a mit Donald Trumpa jako antywojennego kandydata i potem prezydenta runął w 5 miesiącu drugiej kadencji. Tempo zaiste imponujące.

Jeżeli więc to mityczne zagrożenie atakiem nuklearnym ze strony Ajatollaha, pozostaje dokładnie owym mitycznym zagrożeniem, to jakie mogą być realne powody rozpoczętego przez Netanjahu, a kontynuowanego przez Trumpa ataku? Wydaje się to oczywiste: zmiana reżimu na jakiś, z którym Zachód będzie mógł współpracować. Nie bez znaczenia jest też teoretyczna dominacja Izraela w regionie, którą jednak można osiągnąć jedynie przy podporządkowaniu sobie sąsiadów. Jak do pewnego stopnia, choć odrzucając sposób działania zdecydowanie wykraczający poza ramy prawa międzynarodowego, można zrozumieć postawę Izraela (nie mylić z Netanjahu), tak prowadzenie kolejnej wojny w celu zmiany reżimu, wydaje mi się jednocześnie skandaliczne, pokazujące bezczelność konkretnych krajów, które uważają, że one mogłyby rządy w wielu krajach poustawiać sobie lepiej pod siebie – takie działania pokazują niemożliwe ego przywódców. Z drugiej strony nie mogę się oprzeć wrażeniu, że politycy mają jeszcze gorszą pamięć niż wyborcy, i nie potrafią wyciągać wniosków z poprzednich prób – w Afganistanie się nie udało, wzmocniono Al-Ka’Idę. W Iraku się nie udało, demokracja nie wyrosła na pustyni, za to ISIS a i owszem. W Libii Muammar Kaddafi został zamordowany na oczach świata w sposób barbarzyński. Dlaczego tym razem miałoby się udać? Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie, więc można dość bezpiecznie założyć, że znowu bezpieczna zmiana władzy się nie powiedzie. Dodatkowym problemem pozostaje jeszcze coraz bardziej popularny pomysł, żeby w miejsce autorytarnej władzy Ajatollaha, który łączy w sobie zwierzchnika całej władzy politycznej, bezpieczeństwa, z jednoosobowym przywództwem religijny, doprowadzić do powrotu do kraju syna byłego Szacha Iranu Pahlaviego. Co to oznacza? Bingo! Autorytarna władza religijna odda miejsce monarsze, którego uprawnienia jeszcze trzeba będzie określić. Warto w tym miejscu też dodać, że następca tronu Cyrus Reza Pahlavi od lat nie przebywa w Iranie i ma co najwyżej średnie pojęcie na temat funkcjonowania państwa. Idealny wybór. Tylko gdzie będzie zasiane nasionko demokracji?

W tej wojnie nie ma dobrych i złych graczy. Wszyscy są źli na swój sposób, wszyscy mają złe zamiary i mam wrażenie, że przynajmniej niektórzy pozostają naiwnie nieświadomi, co mogą za sobą pociągnąć określone działania. Nie można przewidywać co się wydarzy, czy decyzja Trumpa oznacza pełne wejście do wojny, czy jednak pozostanie na bezpiecznej pozycji i ograniczenie się do takich chirurgicznych uderzeń. Kolejna kwestia to koniec przywództwa Ajatollaha Khamenei – czy wzmagać się będą działania w celu jego aresztowania lub eliminacji? Jedno wydaje mi się pewne, i zaskakuje mnie, że Trump i Bibi nie widzą tych znaków na niebie: Iran prędzej czy później będzie miał broń jądrową. A jeśli tak, to może się okazać, że próba rozbrojenia przyniosła dokładnie odwrotny efekt. Choć jak wiemy, nie o to przecież toczy się gra.

komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *