Żaden redaktor nie opowie o zawodzie DJ’a weselnego lepiej niż sam DJ. Dlatego rozmawiamy z Iwoną Ressel z Wrocławia, która „Macarenę” puszcza z zamkniętymi oczami. Wynajmuje się pod szyldem AudioVision.
Przyznaj się, znasz już na pamięć „Przez twe oczy zielone”?
Znam, nawet lubię, choć mój gust muzyczny jest inny. Zdarza mi się słuchać tego w samochodzie, czasem nawet przy tym potańczyć. Ilość powtórzeń na weselach? Im później, tym więcej. Nawet co trzeci utwór.
Zenek musi być, wiadomo. Król jest tylko jeden. A inne weselne sztosy?
Niezmiennie są to „Macarena”, „Lambada” i „Coco Jambo”. Nie ma bata, żeby przy tych kawałkach ktoś siedział. Ostatnio weselnicy dużą sympatią darzą też piosenki z elementami folkloru, dlatego opłaca się stawiać na hity Eneja lub „Bałkanicę”. Nie wiem czemu, ale bardzo dobrze wchodzi także Alvaro Soler. Jedna para zażyczyła sobie całą imprezę w jego stylu.
Których z tych piosenek już nie trawisz?
Zdecydowanie Solera. Może nie jest to nienawiść, ale na pewno zmęczenie materiałem. Poza tym doceniam każdy parkietowy hit, przy którym goście się bawią. Nawet z najgłupszymi piosenkami staram się żyć w zgodzie, bo dzięki nim mam robotę.
Jak zatem wygląda idealny set na wesele?
Set nie wygląda. Przed każdą zabawą układam tylko szkielet. Pamiętaj, że sytuacja na parkiecie zmienia się bardzo dynamicznie. Pierwsze przetasowania następują już po pierwszej godzinie. Dlatego zawsze mam pod ręką dwadzieścia godzin muzyki. Gdybym korzystała z setów-pewniaków, prawdopodobnie miałabym spokojniejszy wieczór. Ale na weselu przecież nie chodzi o spokój.
Jak duży wpływ na to, co grasz, mają młodzi?
Zwykle bardzo precyzyjnie ustalam z nimi repertuar. Przeważnie wiedzą, jaki utwór chcą na początek i jaki na koniec. Decydują o podkładzie pod oczepiny. Młode pary z reguły podchodzą ambitnie do muzyki. Mają z góry określoną przestrzeń. Np. piosenki z lat osiemdziesiątych. Albo wyłącznie nowe przeboje. Wolę jednak jak stawiają na różnorodność. Na wesele trochę mniej pasuje mi jazz, o który też mnie kiedyś poproszono. Dziwniejszych życzeń nie miałam. I dobrze, bo nie kręcą mnie wesela z kosmosu.
A poproszono Cię kiedyś o to, żebyś nie grała disco polo?
Tak.
Więc miałaś dziwniejsze życzenie. Jak reaguje wujek Janusz, który dowiaduje się, że nie będzie Zenka?
Wujek Janusz zawsze wkracza do gry. On po prostu nie wyobraża sobie pląsania bez disco polo. Gdy tylko dostaje sygnał, że Zenka może zabraknąć, od razu wkracza za konsoletę.
Co wtedy robisz?
Tłumaczę, że taka jest wola młodej pary i odsyłam gościa. Zazwyczaj ma taką siłę przebicia, że młodzi ustępują, a wujek czuje się spełniony. Z resztą, spełnianie wszystkich zachcianek nowożeńców nie miałoby sensu. Szczególnie wtedy, gdy chcą zrezygnować z czegoś, co może ustawić imprezę do końca wieczoru. Nie oszukujmy się, najczęściej jest to disco polo.
Czy zatem coś takiego jak wesele bez disco polo może się udać?
Zdziwiłbyś się, ale są w tym kraju wujkowie, dla których wieczór bez tego gatunku to prawdziwe wybawienie. Oczywiście jest ich mniej niż umownych Januszów, ale koneserzy autentycznie się zdarzają. I mocno się angażują. Czasem nawet za bardzo. Opowiadają jak sami byli DJ’ami na dyskotekach, przynoszą swoje pendrive’y, niekiedy nawet oburzają, że nie chcę grać ich muzyki, a oni przecież zużyli cały swój transfer na chomiku. Wesele bez disco polo jest więc możliwe, ale ostatecznie nawet największy meloman wychodzi na parkiet, kiedy puszczam „Ona tańczy dla mnie”.
Wyobraź sobie taką sytuację. Muzyka przygotowana, sprzęt naoliwiony, masz przeczucie, że zagrasz wesele życia, a tu dupa. Goście nie chcą oderwać się od krokietów. Co robisz?
Na szczęście nie miałam takiej sytuacji, ale byłam na nią przygotowana. Zawsze mam asa w rękawie. Właściwie kilka asów w postaci zabaw i kawałków, które chwytają za każdym razem. Trzeba po prostu wyciągnąć jednego z nich. Wtedy żaden krokiet będzie tak smaczny, żeby nie pozwolić mu ostygnąć.
Jesteś w stanie ocenić na samym początku, z jakimi imprezowiczami masz do czynienia?
Na imprezach firmowych, balach karnawałowych lub osiemnastkach jest łatwiej. Wesela to inna para kaloszy. W jednym miejscu zbiera się bardzo dużo osób z różnych środowisk. Zwykle różnią się też ich gusta muzyczne, dlatego wszystko zależy od pierwszej piosenki. Jeżeli zażre i poderwie kilka par, to wtedy wiem, że będzie dobrze. W przypadku opornej materii muszę kombinować. Koniec końców udaje się ją rozkręcić, ale wesela, na których połowa gości siedzi, są ciężkie. Czuje się wtedy jak gwiazda, które nie spełniła oczekiwań wymagającej publiczności.
Jaka jest różnica pomiędzy weselnikami z dużych miast, a tymi ze wsi?
Kiedyś różnili się przede wszystkim ubiorem. Dziś kontrast jest mniejszy. Ci ze wsi na pewno chętniej biorą udział w dowolnych zabawach, ale wymagania mają bardzo podobne do gości z dużych miast. Noszą się również bardzo przyzwoicie. Zaryzykuję, więc stwierdzeniem, że różnic między nimi nie ma.
Czy weselnicy bywają groźni?
Bywają. Oczywiście ci pijani. Najczęściej sytuacja wygląda tak, że kilkanaście razy pod rząd proszą na przykład o Tupaca, którym imprezy nie zawojuję. Oczywiście grzecznie im odmawiam, bo rola szafy grającej jest dla mnie uwłaczająca. Wtedy zachowują się jak panna młoda i rzucają wiązankami.
Czułaś się kiedy niekomfortowo? Tak, że wiedziałaś, że coś wisi w powietrzu?
Raz autentycznie się bałam. Na szczęście pan młody w porę zareagował.
A byłaś kiedyś podrywana?
Tak. Umowny wujek Janusz puszczał mi oczko. Nad ranem mamrotał, że jest ważny i chce, żebym zagrała na jego imprezie. Dla wielu facetów to jednak nadal dziwne, że baba stoi za konsoletą.
Przyszło ci kiedyś grać w naprawdę trudnych warunkach?
Nie było to wesele, a impreza w ośrodku wypoczynkowym. Sprzęt wnosiłam na chwiejny pomost bez barierek. Woda pode mną miała cztery metry głębokości. Uczestniczyłam też w imprezie, na której było strasznie gorąco. Klub był w podziemiach, po ścianach ściekała woda, a sprzęt owijałam woreczkami śniadaniowymi, żeby nie zawilgotniał. Wesela mają raczej bezpieczną oprawę.
Czyli to, co widzieliśmy u Smarzowskiego, to bujda?
Filmowe wesele odbywa się na Podkarpaciu. W tej części Polski podobno jeszcze imprezuje się w ten sposób. Mi, w każdym razie, taki rollercoaster się nie przytrafił ani razu. Przypuszczam za to, że takich Wojnarów jest wielu. Ludzie tną koszty, gdzie się da. Zazwyczaj jednak mówią o tym otwarcie. Z kolei ci, dla których cena nie gra roli, nie organizują wesel w stodołach, tylko na Bali. Uwierz mi, że siupy nie potrzebują ani jedni, ani drudzy.
Za to jedni i drudzy potrzebują wódki. I na pewno szczodrze proponują ją DJ’owi. Co DJ weselny powinien wtedy zrobić?
Bez dwóch zdań odmówić. Nawet wtedy, gdy pada sakramentalne „ze mną się nie napijesz?”. DJ na weselu, tak samo jak zespół lub orkiestra, musi być trzeźwy. Jako jedyny, ale musi.
Jak najczęściej odmawiasz pijanym ludziom?
Pokazuję im mój sprzęt, a konkretnie bardzo dużą ilość pokręteł, przycisków i światełek na nim. Potem pytam: I kto to później wszystko ponaciska i poprzekręca? Na końcu straszę: Jeśli nie ponaciskam i nie poprzekręcam, to nie będzie muzyki. Dla napalonego na zabawę pijanego człowieka nie ma gorszej myśli niż ta, że zaraz ktoś może wyłączyć muzykę.
Kiedy patrzysz na tych wszystkich pijanych ludzi, to mówisz sobie…
„Yeah, będzie łatwiej!”. I to się sprawdza. Podchmieleni ludzie obniżają swoje oczekiwania drastycznie, mniej wybrzydzają, nie oceniają i nie czują wstydu.
Porozmawiajmy o pieniądzach. Jakie koszty musi ponieść para, które chce na weselu DJ’a?
Tutaj zaczynają się schody. Rozpiętość stawek jest ogromna. Wszystko zależy od tego, czy ma być na wypasie, czy nie, i od tego, gdzie wesele się odbywa. Lokalizacja jest tu bardzo istotna. Wiadomo, im więcej kilometrów do przebycia, tym wyższa cena. Stawka zwiększa się także w przypadku poprawin. Ważne jest wyposażenie sali i to, czy DJ musi przytachać ze sobą elementy nagłośnienia i oświetlenia. Młodzi muszą też oszacować stopień jego zaangażowania w zabawę. Czy ma grać tylko muzę, czy też prowadzić zabawy. Jeśli zabawy, to jakie, ile i dla ilu osób. Tych czynników jest naprawdę sporo, a więc i widełki są szerokie.
Jeśli jednak miałabyś pokusić się o wycenę to…
To powiedziałabym, że ktoś może stwierdzić, że trzy tysiące za DJ’a to dużo. Ale gdy ten ktoś zrozumie, że DJ musi dojechać na drugi koniec Polski, rozstawić sprzęt, który waży sto kilogramów, na pełnym skupieniu pracować od szesnastej do szóstej nad ranem, zapewnić gościom rozrywkę,
w międzyczasie obsługiwać dym podłogowy i puszczać bańki mydlane, w dodatku na trzeźwo, to wtedy ten koszt nie wydaje się już taki spory.
Jak wygląda największy wypas, jaki DJ weselny może zaproponować?
Najdroższe wesele, o jakim mówili mi znajomi, DJ zagrał za siedem tysięcy. Para zapłaciła za dym, bańki i pianę, efekty fluorescencyjne, lasery, panele ledowe, karaoke, poprawiny i za dojazd
z Krakowa do Suwałk. Podobno jednej i drugiej stronie się opłaciło.
Zostawmy skrajności. Ile ze wspomnianych trzech tysięcy trafia do kieszeni DJ’a?
Tak naprawdę nie zostaje tego tak wiele. Po odliczeniu kosztów nierzadko trzeba jeszcze podzielić się z inną osobą. Np. z kierowcą lub dźwiękowcem. Każdy może sobie wyobrazić, ile zostaje na czysto. Zdarzają się też sytuacje, w których para nie stawia wysokich wymagań i prosi jedynie o muzykę. Wtedy godzina zegarowa czasu pracy DJ’a wynosi około stu złotych, a DJ czuje się jak mechanik
w warsztacie.
W każdym razie, zwraca się?
Jeśli założymy sytuację, w której DJ nie ma potrzeby inwestowania w nową aparaturę, w lepsze nagłośnienie, w szybszy komputer i w dodatkowe bajery i pominiemy jeszcze okresy przestojów, czyli np. Wielki Post, to tak.
Zdarzają się problemy z odebraniem zapłaty? Ojciec pana młodego zapił? Teść zasnął w kiblu? Pan młody wyparował?
Na taką ewentualność trzeba się oczywiście zabezpieczyć. Opcji jest kilka. Płatne z góry kilka dni przed weselem, płatne z góry w dniu wesela, ale przed jego rozpoczęciem, zaliczka, umowa. To już nie te czasy, żeby prosić się o wynagrodzenie.
Rozmawiał: Michał Baniowski