…tak przynajmniej twierdzą najwyżsi oficjele administracji Donalda Trumpa. Ci sami, którzy na budowaniu legendy o nazwiskach na niej figurujących zbudowali swoją pozycję polityczną, podlizując się aktualnemu prezydentowi USA i zarabiając na ożywaniu teorii spiskowych miliony dolarów. Teraz udają Greka, że nic takiego nie mówili, wypuszczając do opinii publicznej informacje sprzeczne z tezami, które głosili…3 miesiące temu.
Przypomnijmy kilka faktów – w 2008 roku, w wyniku postępowania, które nadzorował Alexander „Alex” Acosta, ówczesny prokurator z Florydy, Jeffrey Epstein zostaje skazany za przestępstwa seksualne (także wobec nieletnich). Odbywa zaledwie 13 miesięcy kary pozbawienia wolności, z możliwością kontynuowania pracy. Ten drugi element umowy z prokuraturą, nazwanej przez komentatorów „sweetheart dealem”, pozwala mu na regularne opuszczenia miejsca odosobnienia. Alex Acosta, który w pierwszej administracji Trumpa do lipca 2019 roku sprawował urząd Sekretarza Pracy, tak łagodne potraktowanie Epsteina tłumaczył później uzyskanymi w śledztwie informacjami jakoby milioner (wielu uważa, że miliarder) miał być człowiekiem służb. Nie wiadomo których służb.
Cała sprawa wychodzi na jaw w lipcu 2019 roku, kiedy to Epstein ponownie trafia do aresztu. Rozpoczyna się śledztwo federalne, którego celem ma być wykazanie skali jego działalności, która miała polegać nie tylko na przestępstwach natury seksualnej, ale także na handlu ludźmi, human traffickingu etc. Acosta traci stanowisko, a Epstein w sierpniu 2019 roku w więzieniu odbiera sobie życie. Taka przynajmniej jest oficjalna wersja wydarzeń.
Od tego momentu rozpoczyna się trwająca do dzisiaj walka o ujawnienie jego kontaktów, zaprezentowanie listy jego klientów, którzy wizytowali jego prywatną wyspę, na której miało dochodzić do licznych przestępstw. Ma też zostać ujawniona skala prowadzonej przez niego działalności przestępczej, w czym kluczowe mają się okazać dzienniki pokładowe „Lolita Express” czyli samolotu Epsteina, który miał przewozić zarówno klientów milionera, jak i jego ofiary. Głośno jest szczególnie o wspomnianych dziennikach, w których wielokrotnie przewijać się mają takie nazwiska jak byłego prezydenta USA Bill Clintona, Billa Gatesa, byłego premiera Izraela Ehuda Baraka, czy członka brytyjskiej rodziny królewskiej księcia Andrzeja. A także aktualnego prezydenta USA Donalda Trumpa, którego Epstein określał swego czasu mianem „najlepszego przyjaciela”.
Tworzenie atmosfery tajemniczości wokół całej dokumentacji dot. Epsteina pozwala się wybić medialnie takim osobom jak aktualny dyrektor FBI Kash Patel, jego zastępstwa, wtedy komentator Fox News Dan Bangino czy aktualna Prokuratorka Generalna USA Pam Bondi. Ta ostatnia jeszcze w lutym w wywiadzie dla Fox News zapytana o listę Epsteina stwierdziła:
„sitting on my desk right now”
Oznacza to, że lista, której istnieniu Bondi aktualne zaprzecza, miała być na jej biurku w Departamencie Sprawiedliwości, i miała być wtedy poddawana weryfikacji. Zapewne przed publikacją. Gdyby prześledzić aktywność medialną Patela i Bangino, można byłoby stwierdzić, że akta Epsteina stanowiły dla nich jeden z 3-5 najważniejszych tematów, którym poświęcali czas podczas całej kadencji Joe Bidena.
Sytuacja zaczyna się komplikować, kiedy Departament Sprawiedliwości jeszcze w lutym tego roku zaprasza do Białego Domu bardzo świadomie wybraną grupę prawicowych dziennikarzy, żeby zaprezentować pierwszą fazę akt Epsteina – zdjęcia z tego eventu, pokazujące ludzi mediów wspierających MAGA kompletnie zakłamują rzeczywistość, bo to co zostało przekazane dziennikarzom właściwie było identyczne z tym, co już opinia publiczna poznała wcześniej. Zero nowych informacji.
Eskalacja problemów ze śledztwem dotyczącym Epsteina następuje niedawno – Patel i Bangino w wywiadzie z Marią Bartiromo stwierdzili zgodnie, że wersja o samobójstwie Epsteina jest jednoznacznie potwierdzona. Dziwnym trafem ich oświadczenie zbiegło się w czasie z początkiem konfliktu Trumpa z Elonem Muskiem, którego kulminacją była wypowiedź Muska, o tym, że akta są ukrywane przed opinią publiczną, bo zawierają bardzo dużo informacji o Trumpie. Kulminacją zmiany nastrojów okazuje się jednak dopiero oświadczenie Departamentu Sprawiedliwości sygnowane przez Bondi, potwierdzające samobójstwo i dodatkowo stwierdzające, że nie było żadnej listy, żadnych dokumentów potwierdzających szantażowanie polityków i innych wpływowych osób życia publicznego.
Ciśnie się na usta jedno słowo, angielskie i niecenzuralne. Powiem więc tak: jak nigdy zgadzam się z Tuckerem Carlsonem, który w ostatnim podcaście stwierdził jednoznacznie, że administracja świadomie ukrywa prawdę i zamiata śledztwo pod dywan. Czy tym samym odbiera nam szansę na poznanie prawdy? Zapewne do czasu wyboru jakiegoś Demokraty, chyba, że akta zostaną ostatecznie zniszczone. Nie zgadzam się do końca z Carlsonem co do powodów takiego działania. On uważa, że bardziej prawdopodobne jest to, że Bondi i Patel, ale też Trump, działają pod naciskiem służb, potencjalnie CIA lub Mossadu, które nie chcą ujawnienia swojego wpływu na Epsteina i zakresu współpracy prowadzonej ze skazanym pedofilem. Odrzuca raczej, że za tą cenzurą i zmianą narracji stoi sam Trump, który boi się tego, co o nim wiedział i pisał Epstein. Nie wierzy bowiem, że Trump mógł brać udział w tego typu działaniach. Ja trochę stoję po środku, bo wypowiedzi Trumpa na temat Epstein i jego współpracowniczki Maxwell sugerować mogą bliskie relacje. Z drugiej strony, gdyby materiały go obciążające były tak mocne i jednoznaczne, to Biden i Merrick Garland ujawniliby je dużo wcześniej, żeby zapobiec jego ponownemu wyborowi w 2024 roku.
Jedno jest pewne: sprawie Epsteina właśnie, przynajmniej na razie, ukręcono głowę. Co musi denerwować szczególnie w kontekście jego ofiar, które nie mogą liczyć na żadną sprawiedliwość, ale też i jego klientów, którzy pozostaną bezkarni. Czy jednak nie właśnie tak funkcjonuje współczesny świat, w którym Ci maluczcy nie mają nic do powiedzenia, a Ci wpływowi mogą robić co chcą, bez względu na okoliczności? Smutna to diagnoza.

Dodaj komentarz