Nanan to miejsce, na które czekałam tak bardzo, jak dziecko na prezenty pod choinką. Cukiernie na wrocławskim rynku gastronomicznym to raczej szare, nieszczególnie wyróżniające się osobistości. Możemy wybrać się na pyszną kawę i przy okazji upolować całkiem smaczne ciasta, ale typowej cukierni wartej uwagi jeszcze nie znalazłam. Wyjątkiem od reguły są tutaj lodziarnie, które od kilku sezonów wiodą prym wśród producentów miejskich słodkości.
Dzieła sygnowane logiem Nanan śledziłam w internecie od kilku miesięcy. Następnie mój apetyt został zaostrzony miłą degustacją na dziecińcu Puro Hotelu. Potem pozostało już tylko czekanie na godzinę zero, a takowa wybiła na początku grudnia.
Nanan to przede wszystkim miejsce kultu estetów. Oprócz orgazmu na podniebieniu, możemy liczyć tutaj na równie przyjemne doznania wizualne. Począwszy od spójnego, eleganckiego i lekko cukierkowego wnętrza autorstwa niezawodnych architektów z Buck Studio, aż po słodkości. Po wejściu do lokalu natrafiamy na bezbłędnie wyeksponowaną ladę ze słodkimi dziełami sztuki. Tutaj naprawdę je się oczami. Obłe, równiutkie bryły w pięknych kolorach sprawiają, że nie sposób zdecydować się tylko na jedną sztukę.
Kiedy już odważymy się naruszyć widelczykiem wybrany deser, zaskakuje nas nie tylko smak, ale i konsystencja. Większość deserów (za wyjątkiem eklerków) bazuje na musowo-żelowej konsystencji słodkiej chmurki, która niesie ze sobą wiele smaku, ale jest jednocześnie lekka i puszysta. Ta forma podkreśla klasę tego miejsca, ponieważ tymi kolorowymi cudeńkami nie sposób się przejeść. W moim odczuciu jest to zaleta, bo nie uważam że z każdego lokalu gastronomicznego powinniśmy wychodzić ociężali niczym niedźwiedź przed zapadnięciem w sen zimowy.
Jak już wspomniałam, oprócz musów w wielu odsłonach, w Nanan możemy zjeść również eklery, które są tak samo perfekcyjne jak reszta ich słodkiego rodzeństwa. Ciasto nie jest gumowe, całość bogato wypełniono kremem, a rolę wisienki na torcie spełniały w tym przypadku orzechy pekan.
Wszystkie słodycze zapiliśmy pyszną, nieprzepaloną kawą i już planujemy kolejną wizytę. Przy tych wszystkich zachwytach jednocześnie ubolewam nad wielkością lokalu, ponieważ miejsc siedzących jest niewiele, a przeczuwam na horyzoncie tłumy klientów.
Desery – jak i samo miejsce – wyglądają fantastycznie! Tak jak sama napisałaś, architektura wnętrza jest zdecydowanie cukierkowa, co niemniej idealnie pasuje do tejże cukierni. Nie da się ukryć, że jest to niezbędny punkt do odhaczenia na kulinarnej mapie Wrocławia.