Andrzej Duda wkroczył właśnie w ostatni miesiąc drugiej kadencji swojego urzędowania na stanowisku prezydenta RP. Sprawuje go więc, jak dość łatwo policzyć, 9 lat i 11 miesięcy. Jak to możliwe, że piastując taki urząd, przez tyle lat, mając do dyspozycji doradców do spraw wizerunku czy wszelkiego rodzaju marketingowców politycznych, Andrzej Duda nie potrafi wytrzymać całego wywiadu bez popłynięcia w dziwne rejony „intelektualne”, tak głupie, że można tylko ręce załamać? Nie ma znaczenia czy wywiad trwa 20, 30, 60 czy 120 minut. Czy nie należy szukać wyjaśnienia w najbardziej oczywistym miejscu? Może pan prezydent po prostu nie ma politycznego talentu, który pozwalałby mu utrzymać emocje na wodzy?
Obserwując prezydenta Andrzeja Dudę przez 10 lat, nie raz wychodziłem z siebie, dlaczego tak musi wyglądać każdy, podkreślam każdy, jego wywiad i każde jego przemówienie? Ile czasu jeszcze potrzebuje prezydent, żeby nauczyć się występować publicznie? Zastanawiające, szczególnie mając w pamięci to, że Duda nie stał się politykiem z dnia na dzień, tylko przed prezydenturą zyskiwał doświadczenie w parlamencie, europarlamencie i kancelarii prof. Lecha Kaczyńskiego. Jak to źle świadczy prezydencie, że oczekujący na zaprzysiężenie Karol Nawrocki już teraz wszystkie te elementy normalnego prowadzenia polityki, umie lepiej? Z tym większym szokiem to mówię, mając w pamięci tragiczny start kampanii prezesa IPNu, która jednak zakończyła się zaskakującym triumfem, na który przynajmniej w sporej części zapracował swoją ciężką robotą sam Nawrocki. Gdyby nie to, że udało się go politycznie i wizerunkowo ociosać, nawet plemienność polskiej polityki i fatalna postawa obozu władzy, nie pozwoliłaby na to zwycięstwo.
Jakże kontrastującym wydaje się ten obrazek z finałem prezydentury Andrzeja Dudy, który popełnia gafę za gafą. Powiedziałbym więcej: jego wywiad w kanale Krzysztofa Ziemca „Ostatnia konserwa” to absolutna kompromitacja, której skutki trudno przewidzieć. Można mieć nadzieję, że nikt z mniej stabilnych emocjonalnie słuchaczy nie uzna wystąpienia Dudy za inspirację do działania. Prezydent, jak to ma w zwyczaju, postanowił zabłysnąć wypowiedzią, która będzie cytowana przez wszystkie agencje informacyjne. Mission: accomplished Panie prezydencie. Teraz ss:
Powiem tak, jeśli to środowisko m.in. nie opamięta się i nie zrobi samo resetu, to skończy się tym, że trzeba będzie wszystkich tych ludzi wyrzucić ze stanu sędziowskiego. Bez prawa do stanu spoczynku. Podkreślam to. Być może przyjdzie wreszcie taki dzień, że trzeba będzie po prostu to zrobić, po to, by nigdy więcej, żadne pokolenia sędziowskie nie ośmieliły się”.
Wiecie państwo, niedawno jeden człowiek powiedział do mnie bardzo brutalnie. »Wie pan, dlaczego w Polsce jest tyle zdrady i warcholstwa, bezczelnego? Ponieważ dawno nikogo nie powieszono za zdradę«. To straszne, ale w tych słowach jest prawda
Kończąc tę jakże światłą myśl, Duda raczył jeszcze uśmiechnąć się półgębkiem. Każde zdanie tej wypowiedzi jest nie do zaakceptowania. Prezydent stwierdza, że tylko groźbą ostateczną, można przymusić to, wedle jego poglądów, przeżarte korupcją i układami środowiska, do oczyszczenia się. Groźbę ostateczną można tu rozdzielić na dwie: brak emerytury, a co za tym idzie odebranie środków do życia na starość, lub po prostu śmierć.
Jeżeli ktoś nie ma z tą wypowiedzią problemu, to z całym szacunkiem jest albo idiotą albo skończonym cynikiem. Samo założenie, że środowisko sędziowskie w oczach prezydenta to kasta, niezdolna do autorefleksji, jest paradne. Jeśli bowiem tak przyjąć, to ocena pozostaje trafną w dużej mierze w kontekście sędziów nominowanych przez niezgodnie z konstytucją powołaną Krajową Radę Sądownictwa, tj. tzw. neo-sędziów. To oni postanowili w imię karierowiczostwa i wykorzystania politycznej koniunktury, wziąć udział w konkursach, których przeprowadzenie oparte zostało na przepisach, które stosując terminologię karnistyczną, powstały z zatrutego drzewa. Nie mówię oczywiście, że wszyscy paleo sędziowie to osoby świętsze od papieża, bo uczciwie podchodząc do tematu znajdą się wśród nich czarne owce. Jednak ocena prezydenta wypływa nie z takiej uczciwej analizy, a bardziej z faktu, że sędziowie wyjątkowo często w czasach rządów PiS stawali okoniem wobec działań władzy, która chciała ograniczać ich konstytucyjne umocowania. A jak wiadomo, jak ktoś działa przeciw myśli politycznej Jarosława Kaczyńskiego, to musi być elementem sitwy, układu korupcyjnego, oblężonej twierdzi III RP.
O drugiej części wypowiedzi prezydenta trudno powiedzieć cokolwiek poza słowami oburzenia. Prezydent, obrońca m.in. niezawisłości i niezależności sędziów, grozi im utratą emerytur. To samo w sobie jest elementem niespotykanego dotąd nacisku. O groźbie śmierci wspominać chyba nie ma sensu, bo dość ewidentnym jest to, że w tym akurat fragmencie Duda chciał „zabłysnąć” anegdotką o rozmowie, która na pewno nigdy nie miała miejsca. Zabłysnąć i trochę też poprzez taką paralelę wyśmiać problem. Niestety w jego opowieści nie ma nic śmiesznego, bo zabójstwa sędziów czy ich eleminacja w majestacie prawa przywołuje najgorsze skojarzenia.
Tak właśnie, w obliczu intelektualnego i wizerunkowego blamażu, powoli kończy się prezydentura człowieka, który nigdy nie powinien zostać prezydentem RP. Za jego 10-letnie podziękować możemy tylko politykom PO i KO, ze szczególnym wskazaniem na byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego.
zdjęcie: Newsweek Polska

Dodaj komentarz