Nosił wilk razy kilka…

Kilka dni temu gruchnęła informacja, że w związku z opinią lekarską, Krystyna Pawłowicz będzie musiała przed wypełnieniem jej 9-letniej kadencji zakończyć „pracę” w Trybunale Konstytucyjnym. Zgromadzenie Ogólne sędziów TK podjęło uchwałę o przeniesieniu jej w stan spoczynku ze skutkiem na dzień 5 grudnia 2025r.

Sędzia Pawłowicz poinformowała, że jej stan zdrowia pogorszył się w związku z odczuwanym napięciem wynikającym z pełnienia funkcji, oraz narastającym hejtem i atakami przeciwko niej. Żeby nie było wątpliwości: hejt nie powinien zastępować krytyki. Nigdy.

Niemniej, w tym konkretnym przypadku, jakże trafnym staje się użycie angielskiego idiomu: Karma is a bitch. Karmą dosięgła osoby, która w swoim nie aż takim długim życiu publicznym, używała najbardziej brutalnego języka jaki można sobie wyobrazić. Dehumanizacja, brak tolerancji, stygmatyzacja czy zwykłe chamstwo – to tylko kilka określeń stylu prowadzenia „debaty” przez sędzię Pawłowicz.

W okresie PRLu i później transformacji, nic nie wskazywało na to, że wtedy zbierające bardzo dobre opinie nauczycielka akademicka Krystyna Pawłowicz, specjalizująca się w prawie gospodarczym publicznym, stanie się matką chrzestną hejtu w polskim piekiełku politycznym. Po upadku komuny, Pawłowicz była blisko związana ze środowiskiem Lecha Wałęsy, wspierając ustalenia Okrągłego Stołu, przy którym zresztą zasiadała.

Jej działalność polityczna aż do 2007 roku była bardzo ograniczona. Wtedy to przechodzący do opozycji po przegranych wyborach PiS zarekomendowało jej kandydaturę na sędziego Trybunału Stanu, do którego zresztą została wybrana Późniejsze opinie i wypowiedzi w większości zgodne z linią partii, zapewniły jej dwukrotny start w wyborach parlamentarnych. W czasie 8 lat wykonywania mandatu posła, Pawłowicz dała się poznać jako najgłośniejsza (literalnie) posłanka – krzycząca na posłów i posłanki występujących w Sejmie – o której wygłaszanych publicznej diagnozach na temat życia społecznego zaczęło się robić coraz głośniej. Zwykle z powodu negatywnych konotacji jakie ze sobą niosły. Pawłowicz podważała sens członkostwa Polski w UE (słynne określenie „szmata” użyte w kontekście flagi unijnej), „zasłynęła” także swoimi wypowiedziami na temat środowiska LGBT, jak choćby ta z ówczesnego twittera napisana w reakcji na złożenie projektu ustawy o związkach partnerskich w 2018r.:

Poseł M.Rosa z .N złożyła w Sejmie proj.ust o zw.partnerskich. Mówi:„mamy prawo kochać i tworzyć rodziny” Ale,do odbytu,to nie kochanie,a choroba,pani poseł. Zaś „rodzina” ma rodzić dzieci,a „współżycia” w tych waszych „związkach” przecież nie ma

To właśnie środowisko LGBT upatrzyła sobie prof. Pawłowicz za cel swoich najbardziej brutalnych ataków, żeby przypomnieć jej udział w jednej z debat sejmowych, gdzie naśmiewała się mocno z posła Roberta Biedronia.

Po odejściu z polityki, niecały rok trwała emerytura Krystyny Pawłowicz, którą PiS w 2019 roku wskazał jako kandydatkę na sędziego Trybunału Konstytucyjnego, gdzie dołożyła rękę do najbardziej kontrowersyjnych wyroków tego organu, z wyrokiem aborcyjnym z 2020 roku na czele. Dlaczego PiS postawił na Pawłowicz w wyborach na sędziego trybunalu? Krótko mówiąc, bo mógł. Żeby pokazać jak bardzo jego władza jest niepodważalna i jak bardzo bezczelnie może traktować protestującą opozycję i opinię publiczną. Nie ma bowiem wątpliwości, że dorobek naukowy Pawłowicz jak imponujący w temach prawa gospodarczego, nie predestynował jej do wyboru na to stanowisku, jako, że nieznane są jej artykuły, książki, czy nawet spontanicznie wypowiadane opinie, z czasów pracy naukowej, na temat konstytucji. Abstrahując od tego, że w momencie wyboru Krystyna Pawłowicz była już w wieku, który uprawniał ją do wejścia w stan spoczynku, a ona miała dopiero rozpoczynać realizację swojego mandatu.

Cała działalność publiczna, od momentu bliższego związania się w Prawem i Sprawiedliwością, powinna stanowić przestrogę. Krystyna Pawłowicz stała się personifikacją hejterstwa w polityce, słownej bandyterki, braku jakiegokolwiek filtra w wypowiedziach. Tworząc, bardzo świadomie, taki obraz swojej osoby, nie spodziewała się retorsji. Oczywistym wydaje mi się, że w stawiając się tak mocno po jednej stronie, trzeba być przygotowanym na to, że po drugiej stronie kiedyś pojawi się godny przeciwnik. Wtedy też przygotowanie przysłowiowej grubej skóry wydaje się kluczowe. Tymczasem Krystyna Pawłowicz wydaje się narzekać na to, że ktoś postanowił odpowiedzieć na jej niezwykle brutalne ataki, i obarcza odpowiedzialnością za przymusowe skrócenie swojej kadencji hejterów. Nie spodziewała się, że ktoś może się jej kiedyś odgryźć, szczególnie, że zwykle swoje ataki kierowała w stronę środowisk w jej oczach słabszych, czyt. zbyt wrażliwych, łatwych do psychicznego zdławienia, po których trudno się spodziewać, że zareagują. Tym bardziej zaskakujące mogło być to, że na personalne ataki, odpowiedź przyszła może i brutalna i dotykająca do głębii, to jednak nierzadko merytoryczna i podważająca kompetencje. Co chyba mogło być dla samej Pawłowicz, która tak lubiła mówić o sobie, że jest profesorem, ciosem o podwójnej sile rażenia.

Nikomu nie życzę pogorszenia stanu zdrowia. Dobrze wiem, że potem jego naprawiania to żmudna i bardzo kosztowana prawa. Dlatego współczuję pani Pawłowicz, ale tylko tego jednego. Bo poza wszystkim, Krystyna Pawłowicz jest jedną z matek-założycielek okresu w polskiej polityce, w którym podzieliliśmy się jako społeczeństwo, wzniecając konflikty, nigdy ich nie łagodząc, i zawsze dolewajc oliwy do ognia. Zgodnie z zasadą, że rewolucja pożera swoje dzieci, tak właśnie kończy się działalność publiczna Pawłowicz. Chciałoby się powiedzieć, że powinniśmy wyciągnąć z niej wnioski. Jednak patrząc na objawienie się na scenie politycznej taki ludzi jak Dariusz Matecki, wydaje się, że ta wojna została przegrana…

komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *