Pamiętam bardzo dobrze moje pierwsze zetknięcie z twórczością Bałagowa. Jego film, o jakże przewrotnym tytule “Bliskość”, potargał mnie emocjonalnie i zafundował tygodniową chandrę po seansie. Debiut 26-latka bardzo umiejętnie wzbudzał poczucie dyskomfortu, pewnej “ciasności” i bardzo subtelnie zacierał granicę między czułością a agresją. Dowiedziawszy się o tym, że w programie NH 2019 znajdzie się „Wysoka Dziewczyna” – nowy film rosyjskiego reżysera , wiedziałem, że nie będzie to może łatwy w odbiorze, ale obowiązkowy seans.
Pierwsza jesień po zakończeniu drugiej wojny światowej. Leningrad próbuje łapać pierwsze swobodne oddechy w promieniach jesiennego słońca. Ale mimo faktu, że wojna się skończyła, jej echo wybrzmiewa bardzo głośno w codziennym życiu mieszkańców. Ludzie Leningradu, żyjący w ciasnocie z rodzinami w ciemnych pokojach wspólnych mieszkań kamienic, starają na nowo ułożyć sobie życie. Jedną z takich osób jest Iya. Tytułowa “Wysoka Dziewczyna” pojawia w pierwszym ujęciu, kiedy nieobecna, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, z zamglonym wzrokiem, stoi pośród krzątającego się wókoł sztabu pielęgniarskiego. Przyczyną tego stanu katatonii jest wstrząs mózgu, którego Dylda doznała na froncie. Tyczka pomaga w szpitalu, w którym po zakończeniu walk przebywają ciężko ranni, okaleczeni żołnierze. Śmierć, amputacje, bolesne jęki to codzienna rzeczywistość, z którą musi mierzyć się Iya. Poza szpitalem dziewczyna wychowuje i opiekuje się małym chłopczykiem Paszką. Równolegle z frontu wraca najlepsza przyjaciółka Dyldy, Masha. Silna żołnierka, która próbuje znaleźć własne miejsce w cywilnym życiu. Spotkanie dwóch kobiet łączy wspólna tragedia, której cień będzie padał na ich późniejszą relację.
“Wysoka dziewczyna” to poruszająca historia o ucieczce przed pogłosem wojny w świat marzeń. Opowieść o zwykłych ludziach, którzy po kilku dramatycznych latach starają odnaleźć się w nowym świecie naznaczonym mrokiem wydarzeń z przeszłości, którzy próbują zbudować namiastkę normalnego życia. Ich cele rozmywają się po zderzeniu z rzeczywistością. Sam brak wojny nie oznacza zniknięcia jej wszystkich zgniłych owoców. Bałagow świetnie portretuje społeczeństwo zmęczone i wyniszczone, gdzie śmierć jest naturalnym elementem codzienności.
„Skąd ma wiedzieć jak robi pies? Wszystkie zjedzono podczas wojny”
Ordynator szpitala, Nikolay snuje plany o zmianie miejsca pracy i ucieczce nad morze, ale jest to marzenie niemożliwe. Stanowi ono jakiś cel, sens przebrnięcia przez trudy obecnej pracy- opieki nad powojennymi kalekami. Równie oderwana od rzeczywistości wydaje się być krawcowa, która w otoczeniu wszechobecnej biedy, głodu i brzydoty szyje piękne suknie, dla bogatych ludzi. Film pełen jest takich kontrastów, a najwięcej sprzeczności pojawia się w przypadku dwóch głównych bohaterek.
(w poniższym akapicie pojawiają się spoilery) Dawno nie widziałem na ekranie tak złożonych i enigmatycznych portretów psychologicznych postaci. Iya, obarczona ciężarem nieumyślnego zabicia dziecka swojej najlepszej przyjaciółki, jest postacią bojącą się podejmować samodzielne decyzje, z obawy przed późniejszymi konsekwencjami działań. Jest też osobą bardzo uległą. Inni ludzie wykorzystują ją, do czynów, za które sami boją się wziąć bezpośrednio odpowiedzialności (uśmiercenie cierpiącego pacjenta, urodzenie dziecka dla Mashy). Ten ciężar spoczywający na Dyldzie rodzi w niej emocje, które tłumi wewnątrz, na zewnątrz skrywa je za maską milczenia. Masha zdecydowanie różni się od Tyczki. To ona jest dominującą stroną, to ona podejmuje decyzje, organizuje czas i ma wpływ na główną bohaterkę. Wykorzystuje tę swoją pozycję w najgorszy możliwy sposób – zmusza Iyę do urodzenia dla niej dziecka. Nie mogę jednak definitywnie uznać Mashy za złą osobę. Bardziej dostrzegam w niej siłę pierwotnego instynktu macierzyńskiego, która przesłania kobiecie oczy. Pragnienie rodzicielstwa i chęć poczucia życia są tak mocne, że weteranka krzywdzi Tyczkę. Ale w innych sytuacjach Masha jest osobą pełną ciepła, troski, a jej toksyczny egoizm jest efektem powojennego wyczerpania, po którym stara się odnaleźć na nowo normalność. Wpływ żołnierki na Iyę porównałbym do relacji między Janem a Bess z “Przełamując fale” Larsa von Triera. Do samego końca nie umiem ostatecznie ocenić, czy zrozumieć tę specyficzną relację. Nie mogę jej nazwać przyjaźnią, ponieważ mimo przejawów troski, i próby zrozumienia jest w niej za dużo egoizmu,krzywdy i cierpienia.
Ta wykreowana intensywna więź między bohaterkami to zasługa wprawnej ręki młodego reżysera i pracy uzdolnionych aktorek. Obie dziewczyny zagrały fenomenalnie swoje role. Kreacja Viktorii Miroshiniechenko jest pełna emocji, które choć skrywane, przemykają przez twarz bohaterki. Jej pęknięcia i wybuchy są bardzo subtelne i nie zakrawają nigdy o irytującą szarżę. Jeszcze bardziej jestem pod wrażeniem Vasilisy Perelyginy. W jednej scenie odrzucała mnie i przerażała, by w następnej przyciągać mnie swoim magnetyzmem i wdziękiem. Bardzo liczę na nominację obu pań do Europejskich Nagród Filmowych.
Po dwóch filmach Bałagow powoli określa swój styl i estetykę. Długie, często prowadzone z ręki ujęcia, dobrze oddają tempo spokojnej i niespiesznej narracji. Mocna, idealnie skomponowana paleta kolorystyczna połączona z pieczołowitą scenografią tworzą ciasne wnętrza, które wpływają bardzo “dusząco” na widza. Wysoka dziewczyna to zdecydowanie jeden z najładniej nakręconych filmów tego roku, co daje dość przewrotny efekt. Bowiem sceny traumatyczne, od których najchętniej odwróciłoby się wzrok, są tak misternie skomponowane, tak imponująco oświetlone, że przykuwają uwagę oglądającego. Od czasu wyżej przytoczonego “Przełamując fale” nie czułem takiego dyskomfortu i zgrzytów moralnych oglądając film, co jest wielką zaletą “Beanpole”.
Jeżeli wierzyć stwierdzeniu, że drugi film weryfikuje umiejętności reżysera, to Bałagow zdał ten test na najwyższą notę. “Wysoka dziewczyna” utwierdza mnie w przekonaniu, że Rosjanin umie opowiadać chwytające emocjami za gardło historie, a przy okazji świetnie odnajduje się w realiach historycznych. Wolna narracja służy stopniowemu odkrywaniu kolejnych zakamarków skomplikowanego labiryntu więzi głównych bohaterek. Bardzo doceniam, że w porównaniu z “Bliskością” film umiejętnie łączy motywy dramatyczne z humorystycznymi (nie można się nie uśmiechnąć widząc starania Sashy). Wiele obrazów z Beanpole zapadło mi w pamięć i jestem pewien, że będę je w mógł przywoływać jeszcze w kilka miesięcy po seansie. Film jest naprawdę świetnie poprowadzonym i zagranym dramatem pozbawionym większych wad, który szczególnie imponuje kreacjami aktorskimi. Bałagow wyrasta na jednego z bardziej interesujących, młodych twórców europejskiego kina. Jego estetyka i styl idealnie trafiają w moje gusta i nie mogę się doczekać, kiedy jego film znowu zawita na Nowych Horyzontach.