Po wielkim finale Wimbledonu, w którym Iga Świątek zmiotła z kortu Amandę Anisimovą, odprawiając ją do domu na dwukołowym rowerze (6:0, 6:0 w 57 minut), wszyscy czekali na wypowiedź guru polskiego tenisa, Wojciecha Fibaka, który wiele lat prawie wygrał turniej kończący sezon. Dokładnie 49 lat temu.
W końcu człowiek, który przed każdym turniejem wielkoszlemowym wieścił zwycięstwo Agnieszki Radwańskiej, wygłosił taką oto tezę:
Szkoda mi Anisimowej, bo ja przy stanie 6:0, 4:0 chyba bym oddał gema koledze z drugiej strony siatki.
W tym miejscu pragnę wystosować apel do specjalistów z naszego kochanego kraju zajmujących się analizowaniem tego najpiękniejszego w świecie sportu:
Kochani koledzy,
PRZESTAŃCIE PYTAĆ O ZDANIE WOJCIECHA FIBAKA.
Mam nadzieję, że niedługo będę mógł Wam przybić piątkę za to, że w końcu doszliście do tożsamego z moim wniosku, że proszenie go o opinię jest pozbawione sensu. Z prostego powodu: on nie rozumie sportu, który pół wieku temu uprawiał. Z sukcesami zresztą, choć bynajmniej nie takiej rangi, jakby to mogło wynikać z tonu opowiadania o jego niezwykłej karierze. Bo prawdę powiedziawszy, kiedy komentatorzy sportowi przywołują dokonania Fibaka, można byłoby dojść do wniosku, że był drugim Bjornem Borgiem.
Otóż nie był. Przywołuję to tylko dla porządku, bo zdecydowanie bardziej istotny jest wydźwięk jego najświeższej wypowiedzi. Jeżeli Fibak tak podchodzi do sportu, który kiedyś uprawiał, to świadczy o fundamentalnym brak zrozumienia dla tego tenisa czy dla rywalizacji sportowej samej w sobie. Jak można tak protekcjonalnie i bez szacunku podchodzić do przeciwnika? Dziwi mnie to, że Fibak tego nie widzi, przeciwnie uważa, że jego zdanie wynika z ludzkiego podejścia. Czytaj: nie upokorzyłeś rywala do końca, bo dałeś mu chociaż zaistnieć na tablicy wyników.
Cytując Margaret Thatcher ze słynnego przemówienia na temat członkostwa Zjednoczonego Królestwa w UE: NIE, NIE, NIE!
Oddanie gema, okazanie teoretycznej ludzkiej wrażliwości względem konkurującego zawodnika jest wyrazem całkowitego braku szacunku wobec niego. Bo nie jest tak, jak myśli Fibak, że wtedy podajesz drugiej stronie pomocną dłoń, a zdecydowanie bardziej pokazujesz wyższość, protekcjonalnie mówiąc mu: Jesteś tak żałosny dzisiaj, że oddam Ci ten punkt, bo już nie mogę na to patrzeć. Cóż za brak wyczucia i zerowy szacunek. Amanda Anisimova na emocjach pewnie przyjęłaby ten punkt, ale po przemyśleniu uznałaby, że Iga ją dodatkowo upokorzyła, bo okazała jej litość. Uczucie w sporcie równie bolesne, co sama porażka.
Doskonale odniósł się do tego Andy Roddick w swoim podcaście:
W skrócie: nie wolno tak podchodzić do sprawy, jak sugeruje Wojciech Fibak, bo to jest sport. Bo taką „umowę” zawarli ze sobą zawodnicy zapisując się do tej dyscypliny. I bycie miłosiernym wobec cierpiącego rywala nie jest elementem tej umowy. Szczególnie w sporcie takim jak tenis, gdzie nawet przy stanie 6:0, 5:0, 40:0, wciąż istnieje minimalna ale jednak szansa odwrócenia wyniku, W sporcie, w którym zwycięzcą zostaje ten, kto wygra OSTATNI punkt. W wizji Fibaka, zawodnik, który „prowadzi”, może sobie wybrać kiedy ten ostatni punkt będzie, a przecież nie zależy to tylko od niego.
Dlatego nie tylko z punktu widzenia ludzkiego jego wypowiedź jest bzdurna, ale też ze względów sportowych, bo oddanie punktu może prowadzić do oddania kolejnego i oddania się gema, seta, i meczu, po rywal poczuł wiatr w żagle. Dlatego każdy dąży do zamknięcia meczu, nie patrząc na to, czy jest wynik 7:6, 7:6 czy 6:0, 6:0.
Wojciech Fibak, odkąd został komentatorem świata tenisowego, rzadko dobrze przewidywał wydarzenia. Do legendy przeszły jego zapowiedzi, że zmienia wszystkie plany życiowe i rusza do Paryża, Londynu czy Nowego Jorku, bo już Agnieszka czy Iga na 100 procent sięgną po puchar. Jeszcze rzadziej dobrze diagnozował zjawiska. Jego ostatnia wypowiedź utwierdziła mnie w przekonaniu o jego kompletnym oderwaniu od rzeczywistości. Dlatego też apeluję – jest tyle ciekawych głosów w świecie tenisa, w Polsce i na świecie, dajcie się im wybić. A Pana Wojciecha schowajcie do lamusa.

Dodaj komentarz