Panie Szymonie, jestem na „nie”

Przez całą dotychczasową karierę polityczną Szymona Hołowni, unikałem nawiązywania do jego doświadczeń z talent show pewnej telewizji. Niestety czara goryczy się przelała. Marszałek Sejmu nie ma talentu politycznego, a gwoździem do trumny jego historii jako polityka okazało się spotkanie w warszawskim mieszkaniu europosła PiS Adama Bielana pod hasłem „Nocne Polaków rozmowy”.

Biję się w tym miejscu w piersi – kiedy Donald Tusk, w trakcie tworzenia rządu, zgodził się na ominięcie go szerokim łukiem przez Szymona Hołownię, oraz otwarcie mu drogi do stanowiska Marszałka Sejmu, łapałem się za głowę. Po pierwszym posiedzenia Sejmu, tylko utwierdzałem się w przekonaniu, że Hołownia takim ograniem Tuska, załatwił sobie prostą drogę do prezydentury.

Zaskakująco szybko z tej inicjatywy jednak uszło powietrze. Pierwszy kryzys objawił się w momencie, kiedy marszałek musiał podjąć decyzje w sprawie wygaszenia mandatów Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. W jego działaniach zabrakło zdecydowania, co doprowadziło do przepychanek pod Sejmem, a także kilku „wizyt” posłów z wygaszonymi mandatami na komisjach sejmowych.

Potem się posypało: Adam Gomoła i ustawianie przez niego list wyborczych, absolutnie fatalny sposób sprawowania urzędu przez ministrę Hennig-Kloskę, beznadziejny wynik w wyborach do Parlamentu Europejskiego, niewyjaśniona kwestia (nie)studiowania Hołowni na Collegium Humanum – nazbierało się w półtora roku.

Wszystko miała odwrócić kampania prezydencka, rozpoczęta jednak od późnego poparcia PSLu. Po drodze mieliśmy niezły występ tylko w jednej debacie i praktyczny brak wpływu na narrację w rytmie, której kampania się toczyła. Wszystko skończyło się w 1. turze katastrofalnym wynikiem 4,99 i 5. miejscem, za m.in. Grzegorzem Braunem.

Po przegranych przez koalicję rządową wyborach prezydenckich, aktywność Hołowni stanowi antytezę nowego otwarcia. Pomysłem na rządzenie jest ciągła, dodajmy mało konstruktywna, krytyka. Hołownia wydaje się pełnić rolę pierwszego hamulcowego, któremu już mało zależy na tym, żeby rząd Tuska miał szansę na realizację jakichkolwiek postulatów. Będzie to niemal niewykonalne przy prezydencie Nawrockim, ale jeśli problemy zaczynają się już na etapie teoretycznego partnera koalicyjnego, to trudno patrzeć w przyszłość z jakąkolwiek nadzieją. Z drugiej strony można byłoby powiedzieć, że Hołownia próbuje coś korzystnego ugrać dla swojej partii. A właściwie można było o tym mówić do weekendu, bo spotkanie z Bielanem, Jarosławem Kaczyńskim i ewidentnie występującym ostatnio przeciwko Tuskowi Michałem Kamińskim, taką ocenę przekreśla.

Co chciał osiągnąć marszałek? Nie wiadomo. Czy miał szansę coś osiągnąć? Jeśli tak, to chyba głównie zasłużył na wywalenie z koalicji rządowej. Z pełnym szacunkiem dla jego stanowiska, warto byłoby przypomnieć marszałkowi ton jego wypowiedzi przez wyborami z 2023 roku i zapewnienia, że niestworzenie lub upadek koalicji byłby nie do wybaczenia przez wyborców. Więc jak w tym kontekście wygląda weekendowe spotkanie z największym politycznym wrogiem? Nawet wymawianie się wykreowaną naprędce tezą, że prawdziwym zagrożeniem dla istnienia państwa polskiego nie jest PiS, tylko Konfederacja, brzmi paradnie i nie na miejscu. Hołownia dostał pocałunek śmierci od Jarosława Kaczyńskiego, który wystawił go na pożarcie reszcie koalicji rządowej. Wyszedł brak zmysłu i doświadczenia politycznego Hołowni i tłumaczenie, że on przecież rozmawia z wszystkim, go tak naprawdę tylko pogrąża.

Miała być wielka kariera, a wyszło jak zwykle.

(foto: RMF FM)

komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *