Stało się. Przegraliśmy z Estonią. Graliśmy słabo, więc wynik nie dziwi. Dla Estończyków to nie była wielka sensacja, po prostu mecz jak mecz. Dla nas tragedia. Nowa albo kontynuacja starej. Problem w tym, że na trzy tygodnie przed eliminacjami do brazylijskiego mundialu nie pomógłby nam nawet Jose Mourinho.
Media cały czwartek lamentowały. Pojawiły się natychmiast opinie innych szkoleniowców, ekspertów i innych takich, którzy krytykowali występ ekipy Dariusza Fornalika. Janusz Wójcik na łamach jednego z portali otwarcie postawił sprawę: „Fornalik się zes…”. Swoje jak zwykle dorzucił Jan Tomaszewski, inni też nie próżnowali. Pojawiły się krytyczne uwagi pod adresem trenera, że gra dwoma napastnikami to słaby pomysł i powinniśmy z tego czym prędzej zrezygnować. Co ciekawe, przed i w trakcie EURO 2012 wszyscy doradzali Franciszkowi Smudzie grę dwoma napastnikami, bo Robert Lewandowski nie miał wsparcia w ataku. Sam „Lewy” też mówił, że drugi napastnik byłby pomocny. A po meczu z Estonią narzekał, że jednak system z jednym napastnikiem, jakim graliśmy wcześniej, chyba jest dużo lepszy.
To jak to zatem jest? Tak źle, tak niedobrze? I to niby wszystko wina Fornalika? Trener powołał na spotkanie w Tallinie piłkarzy, którzy grali na EURO. Wybrańców Smudy. Mecz pokazał wymownie, że jesteśmy słabi, że kadra na europejski czempionat była słaba. I teraz nie jest wcale lepiej. Ten mecz nie tylko pognębił w jakiś symboliczny sposób wybory Franciszka Smudy, ale przede wszystkim samych piłkarzy. Bo grając w takich klubach jak nasi reprezentanci, to piłkarze powinni z miejsca wyjść i ograć Estonię. I przeważać. Argument własnego boiska i wsparcia kibiców też jest słaby, bo większym zainteresowaniem niż ten mecz cieszył się festiwal Letniej Piosenki w Tartu, na który zwrócone były oczy Estończyków. Czy zatem to Estonia jest taka dobra? Każdy kibic wie, że nie. Walczą, tworzą drużynę, infrastrukturę, ale daleko im do nas. A jednak Robert Lewandowski na tle rywali wyglądał słabo. A Artur Sobiech był nieporadny jak dziecko we mgle. Aż ciężko uwierzyć, że ktoś taki grał na wielkiej piłkarskiej imprezie. Albo w ogóle na niej był.
Kolejną kwestią jest sens organizacji arcyważnego zgrupowania w taki sposób. To pierwsze spotkanie kadry z nowym selekcjonerem, na kilka chwil przed eliminacjami. I to zgrupowanie trwa dwa dni? Terminy terminami, kalendarz FIFA kalendarzem, ale w tak krótkim czasie Fornalik nawet fizycznie mógł nie mieć czasu, by porozmawiać z każdym piłkarzem na osobności. Wszyscy fachowcy zwracają uwagę na jeden aspekt – Fornalik selekcjoner może nie mieć szacunku u swoich podopiecznych, a konkretnie u największych gwiazd. Ciężko to wyjaśnić, ale jakoś mało kto wyobraża sobie byłego szkoleniowca Ruchu Chorzów krzyczącego i w męskich słowach tłumaczącego Kubie Błaszczykowskiego, że ma na boisku zap… Czy to znaczy, że nasz selekcjoner nie umie dotrzeć do piłkarzy? Nie, skądże. To świadczy jedynie o tym, że mogą pojawić problemy z posłuchem w kadrze. W końcu tu Londyn, Dortmund, Eindhoven, a z drugiej strony Chorzów i śląskie klimaty. Dla piłkarzy to może być różnica nie do pokonania. Mecz z Estonią pokazał, że problem tkwi w głowach piłkarzy. Nawet komentator w telewizji miał wrażenie, że nasi jakoś biegają wolniej, może im się nie chciało? Tego nie wie nikt. Ale może właśnie dlatego należałoby zrobić coś innego.
Nowe rozdanie, nowa drużyna. Inni piłkarze. Bo choć ta grupa jest stosunkowo młoda, to już na starcie pali się w blokach, jakby to powiedział Adaś Miauczyński. I nie zmieni się nic. Być może sytuacja wyglądałaby inaczej, jeśli byłby u nas trener – postrach piłkarzy. Takim kimś jest chociażby Fabio Capello. W swojej autobiografii Wayne Rooney tak opisuje Włocha: „Każdy się go bał. Człowiek-złoto. Tyle sukcesów, tytułów. Prowadzone zespoły robiły kolosalne wrażenie. Krążyły plotki, że przy Capello nie fikniesz, przy nim nikt nawet nie wzdycha, jeśli coach mu nie pozwoli. Dziś jesteś, jutro cię nie ma. A u Capello chcą być wszyscy. Słuchaliśmy go jak dzieci surowego nauczyciela. Nikt nawet nie mruknął. Po tym jak skończył, wiedzieliśmy jedno – szacun, trenerze!”. I tego życzę trenerowi Fornalikowi. Nie ważne z jakimi piłkarzami. Bo może wtedy pojawią się wyniki. Chyba że wcześniej PZPN zwolni selekcjonera, bo nie dogada się z nim w sprawie zarobków. Ale to już inna bajka. Oby straciła na znaczeniu 7 września, kiedy będziemy grać z Czarnogórą. Oby wtedy nastroje były dużo lepsze.
Piotr Emmanuel