Zawsze zastanawiałem się, jak jeden człowiek może drugiemu człowiekowi sprzedawać żywność, o której wie, że albo jest niezdrowa, albo jest podróbką normalnego produktu (i przy okazji jest niezdrowa). Jak można tak kłamać w żywe oczy?
Za normalne uważa się w takiej sytuacji, że ktoś powie: „trzeba czytać etykietki i to jest twoja wina, jeśli kupujesz szajs”. To śmieszne! Bo chyba jedynym normalnym pytaniem jest: jak ktoś, do cholery, może dopuszczać do sprzedaży produkty złej jakości? Jak ktoś może chcieć to wciskać ludziom, wiedząc, że wpływa to negatywnie na ich zdrowie?
Wolność jest, każdy sprzedaje, to co chce. To ma być wolność? Skąd znalazło się na świecie miejsce dla ludzi pakujących o wiele za dużo chemii do sprzedawanego jedzenia? Wszystko obraca się wokół kasy, oszczędności, kapitału.
Pasztet z mięsa oddzielanego mechanicznie (m.in. mielone kości), napój herbaciany zamiast herbaty, deser jogurtowy zamiast jogurtu. Co to ma być?
Paweł Wojciechowski