Piszesz wiersze? Rapujesz? Robisz stand up? Albo masz po prostu lekkie pióro i trochę charyzmy? I pewnie myślisz, że w tym mieście nie ma dla Ciebie miejsca na wyrażenie siebie.
Do niedawna całe przedsięwzięcie spoczywało na barkach jednej dziewczyny. Monika Pławucka, znana także z szokującej dla prosto myślących facetów wiedzy o koszykówce, robiła w ramach Slam Poetry Night wszystko. To też była główna przyczyna tego, że w pewnym momencie, w trakcie trwania czwartej edycji tego rewelacyjnego konkursu, Monika powiedziała „Dość!”. Wydawało się, że popularnych Slamów we Wrocławiu zbyt szybko ponownie nie doświadczymy. Jednak na początku wakacji gruchnęła świetna informacja, że wracają. Do sprawy dołączyli się znani z „Całych na biało„ Agata Afeltowicz i Maciek Wiśniewski. Najpierw obejrzeliśmy średnio udaną próbę letniego slamowania, którą w cuglach wygrała weteranka poprzednich edycji Rudka Zydel. Od października tercet Pławucka/Afeltowicz/Wiśniewski prowadzi odnowioną Slam Poetry Night – już nie w Starym Browarze, a Cafe Mañana. Ostatni tegoroczny akord 20 grudnia!
Po tym rysie historycznym, być może warto niektórym z Was uświadomić o co w ogóle chodzi. Slam Poetry Night to cykliczne spotkania ludzi bawiących się słowem pisanym i mówionym. Każdy z nich ma 3 minut, podczas których bez żadnego skrępowania, ale też bez żadnych wspomagaczy w postaci muzyki czy innych dźwięków, może zaprezentować swoją twórczość lub postawić na absolutną improwizację. Ważne jest jedno – poruszyć publiczność, nie zanudzić, pozostawić w stanie osłupienia, rozbawienia lub zadumy. Słowem: sprawić wrażenie!. Publiczność na Slam Poetry Night jest bowiem jedynym sędzią – wybiera tych, którzy przechodzą do kolejnego etapu, rozstrzyga pojedynki w drugiej rundzie oraz w końcu głosuje w finale na zwycięzcę. Parafrazują klasyka Piotra Gadzinowskiego Slamy są więc najbardziej demokratyczną formą konkursu – nie ma tutaj not przyznawanych przez sędziów za wrażenia niezwiązane z występem czy pomocy ekipy sędziowskiej. Zwycięzca każdej z eliminacji przechodzi później do finału, w którym biorą udział wszyscy triumfatorzy oraz kilku najlepszych z drugich miejsc.
Co jest w tym takiego fajnego? – pewnie zapytają sceptycznie nastawieni do wszystkiego Polacy. Z jednej strony szansa dla artystów na wyjście z przysłowiowej szafy, wyjęcie wierszy, które piszą tylko do szuflady i pokazanie swoich walorów szerszej publice. Z drugiej szansa dla publiki na obcowanie ze sztuką (czasem przez wielkie S) w często najmniej oczekiwanej, pozytywnie zaskakującej formie. W końcu Slam Poetry Night to też rozrywka na poziomie najwyższym. Zapewnia ją nie tylko uczestnicy, ale też prowadzący, z rozbrajającą Moniką na czele.
Rozrywki nigdy za wiele, szczególnie w obliczu otaczającego nas świata. Kończy się Europejska Stolica Kultury, ale to nie znaczy, że we Wrocławiu nie ma już kultury – dopóki Slam Poetry Night będzie trwać, poezja będzie mogła pokazywać się szerszej publiczności, a artyści kabaretowi będą udowadniać, że nie trzeba ich kojarzyć tylko z Kabaretowym Klubem Dwójki.