To w piłce nożnej statystycznie najczęściej zdarzają się niespodzianki i sensacyjne wyniki. Chyba każdy piłkarz marzy natomiast o tym, żeby zagrać w Lidze Mistrzów i mieć tam choćby pięć wspaniałych minut. Legia Warszawa po fatalnym początku sezonu podniosła się niczym feniks z popiołów, udowadniając, że dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych. Legioniści utwierdzili mnie w przekonaniu, że czasem w sporcie marzenia stają się rzeczywistością. Warszawską drużynę odmienił trener Jacek Magiera, który przed meczem powiedział, że w ataku chcą wciąż być radośni, ale w obronie powinni być uważniejsi.
Gola w trzydziestej minucie strzelił Guilherme. Dzięki mądrzej grze Legii udało się utrzymać ten wynik do końca, choć szkoda, że nie powiększyli swojej przewagi, marnując kilka idealnych okazji. Mimo wszystko liczy się zwycięstwo, dzięki któremu warszawiacy zagrają w Lidze Europy.
Ja, na co dzień fan Śląska Wrocław, jestem z Legii dumny i czekam na więcej.
A gdy Magiera mówi, że za rok chcą wrócić do Ligi Mistrzów, wierzę mu i trzymam za Legionistów kciuki. Imponuje mi podejście tego trenera, który nie zamierza spocząć na laurach, tylko chce zadbać o to, by jego zespół skupił się na ciężkiej pracy.
Gdy jesteś sportowcem, ważne są nie tylko wytrwałość i talent, ale też charakter. Legia Warszawa pokazała w meczu ze Sportingiem Lizbona, że jest drużyną z charakterem.
Michał Hernes
zdjęcie: Kacper Pempel, Reuters