* nie dotyczy Chin
Cła, które na ponad 75 krajów świata, nałożył swoim rozporządzeniem Donald Trump, weszły w życie. Zanim „wystartowały”, doprowadziły do największego od początku pandemii (marzec 2020r.) załamania na rynku światowym, które wciąż może się skończyć recesją.
Reakcja wszystkich zainteresowanych stron była błyskawiczna. Cła odwetowe ogłosiły już wcześniej Kanada, a teraz także Unia Europejska, Chiny, Japonia, Korea Pd. i Australia. Celem najbardziej drastycznej regulacji Trumpa okazała się Chińska Republika Ludowa. Już na start cło na Chiny należało do najwyższych wprowadzonych przez administrację. Jednak to co się działo w ciągu dnia, należy określić jednoznacznie: eskalacja. Zamykaliśmy się na poziomie 125-procentowych ceł na wszystkie towary Chin. Jak łatwo zauważyć, duża część towarów, czy to do bezpośredniego użytku, czy stanowiących części składowe konkretnych produktów, pochodzi z Chin. Wydaje się więc, że ta niekontrolowana eskalacja wojny celnej z Chinami, nie może się nie odbić na cenach na amerykańskim rynku. Cła skierowane przeciwko Chinom działają, ale Chiny nie będą chciały poddać się bez walki.
Warto na ten ostatni element zwrócić uwagę, bo na moment publikacji tego komentarza, Chiny pozostają jedynym krajem przeciw któremu Trump wypowiedział bezpardonową wojnę celną. Jak to możliwe, skoro przedstawiciele administracji, od doradców, przez rzeczniczkę, na sekretarzach skarbu i handlu skończywszy, wszyscy zwracali uwagę na geniusz pomysłu, którego realizacja miała doprowadzić do sytuacji, w której wymiana handlowa między USA a resztą świata będzie w końcu fair? Ponadto wszyscy podkreślali, że cła nie mają być elementem przetargowym, a przynajmniej nie tylko, a miałyby potencjalnie stać się stałym środkiem prowadzenia polityki gospodarczej USA. Cóż to się więc stało, że pod wieczór w Waszyngtonie gruchnęła wieść, że wszystkie cła nałożone przez Trumpa zostają wstrzymane na 90 dni. Wszystkie poza chińskimi.
Jeśli wierzyć komentatorom z Fox News et consortes, po raz kolejny byliśmy świadkami geniuszu strategicznego Trumpa, który jako autor „The Art of Deal” jest mistrzem w tego typu sytuacjach – oczywista oczywistość. Przez eskalację do deeskalacji…czy jakoś tak. Rodzi się jedno zasadnicze pytanie: czy USA zawarły jakikolwiek deal z którymś z partnerów, co uzasadniałoby podjęte kroki? Cóż…jeśli ktoś wierzy w tego typu analizy, jak chociażby przedstawiona przez Larry’ego Kudlowa (w 1. administracji – doradca ds. ekonomicznych), to chyba nie ma już odwrotu – takie osoby uwierzą we wszystko co powie i zrobi Trump. Bez znaczenia będą w tym miejscu jakiekolwiek obiektywne czynniki zaprzeczające twierdzeniom naszego guru. Niesamowite jak bardzo zamknięci w swojej bańce są komentatorzy Fox News, skoro nawet tacy ludzie jak Ben Shapiro, wyrażają znaczące wątpliwości względem decyzji Trumpa. Ci natomiast, których należy umieścić po lewej stronie sceny politycznej, od komików z Jimmy’m Kimmelem na czele, po analityków politycznych, wszyscy są zgodni – Trump się przestraszył negatywnej reakcji świata, negatywnej reakcji Amerykanów. Niesamowite jest to, że przez cały tydzień patrzył jak pod ciężarem jego kuriozalnej polityki upada światowa gospodarka, ale zdecydował dopiero backlash, który poczuł na własnej skórze, i który zobaczył już w momencie kiedy cła weszły w życie. To pokazuje z jednej strony narcyzm Trumpa, z drugiej dramatyczną mieliznę jego najbliższych doradców ekonomicznych, która po części wynika z lojalności, ważniejszej od dobrego doradzania mu, lub co gorsza braku kompetencji. Takich elementarnych kompetencji, bo naprawdę nie trzeba być profesorem ekonomii, żeby przewidzieć, że przy cłach wprowadzonych na cały świat i wszystkie produkty, prowadzenie klasycznej polityki austerity ze znakiem jakości Elona Muska, nie może się skończyć dobrze.
Co się wydarzy za 90 dni? Nikt wie. Może Trump złoży urząd, a może wojna z Chinami przerodzi się w zupełnie innego rodzaju konflikt. Jedno wydaje się pewne – cła jako środek prowadzenia polityki gospodarczej przechodzą do historii. Nikt nie odważy się przez najbliższe 2-3 dekady się nimi posłużyć, bo jak widać wprowadzone bez planu i z minimalnym poziomem kompetencji mogą stać się początkiem końca popularności administracji. Biden zawsze będzie miał swój Afganistan, Trump potknie się o cła i Tesle(r)?
foto: Politico
Dodaj komentarz