…piszę te słowa swoją grubą łapieńką: Asiu, Pani Joanno, Hrabino, spróbuję Cię pożegnać. Choć nie wiem jak, bo odeszłaś od nas zdecydowanie za wcześnie. Mając jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, wiele pokoleń Polaków do rozśmieszenia, wiele serc do pokrzepienia. Teraz pewnie myślimy, że to się już nie uda, ale nasza, ludzi którzy Panią pokochali przez te lata tworzenia najlepszego w historii kabaretu, w tym głowa, żeby się udało. I musi się udać, bo materiału do pokazywania nowym fanom jest tyle, że nie sposób tego głową ogarnąć.
Po ciężkiej chorobie odeszła Joanna Kołaczkowska. Media prześcigają się w jakże zasłużonych określeniach o damie czy królowej polskiego kabaretu. Bo też nią właśnie była Pani Joanna. Dla mnie, skromnego fana, który tylko raz miał tę niekwestionowaną przyjemność widzieć ją na żywo, zawsze będzie to ta żona, która upomina Dziubasa czy studentka, która przyszła na egzamin z historii literatury. To z tych skeczów pochodzą określenia, których nierzadko używam teraz w codziennym życiu.
Nie tak dawno, podczas podróży z przyjaciółmi, doszliśmy do podobnego wniosku, że „możliw”, „pobliż”, „facet bez zasad”, „wtarłgeś, wtargujesz, wtargiwujesz, robisz te trzy rzeczy naraz” oraz moje ukochane, wymagające konkretnego spojrzenia „no to chyba oczywiste jest”, stworzyły niemal wernakularny język – wszyscy uczestnicy takich rozmów rozumieją bez dodatkowego wyjaśnienia o co chodzi i dlaczego są to stwierdzenia niosące ze sobą dodatkowy, głębszy sens.
Wraz ze śmiercią Aśki, umarła też część polskiej duszy. Tej, która nie godziła się z szarą rzeczywistością za oknem. Tej, która w każdej sytuacji widziała możliwość znalezienie czegoś zabawnego, rozładowującego napięcie, krzepiącego.
Pamiętam jak dziś, kiedy w 2013 roku, pracując jeszcze w urzędzie, włączyłem rano komputer i zobaczyłem informację o śmierci Robina Williamsa. Poczułem wtedy, że coś się skończyło, jakiś etap właśnie został zamknięty. Teraz w kolejnym rozdziale napisane zostały ostatnie słowa i postawiona została kropka. Jednak dzięki klipom, tekstom, muzyce, obok tej kropki można postawić dwie kolejne, tworząc wielokropek, a z niego będziemy czerpać przez lata. Mając w pamięci, że aktualna rzeczywistość być może pozostanie bez komentarza, choć patrząc na dziedzictwo Aśki i uniwersalność jej kabaretowego języka, te obawy maleją. Otwiera się szansa na nadanie jej występom nowego znaczenia, nie można jej zaprzepaścić.
W tym miejscu, kończąc to niezbyt składne, ale wypływające w głębii przygnębionego serca epitafium, należałoby chyba wypowiedzieć kilka słów, pozostawiając je takimi jak wybrzmiewały w ustach Joanny:
ANDRUS!
Tu się nic nie przedsięwziwia.
Muzyka jest bardzo ważna.
Paniu Joanno, Asiu, byłaś dla nas tak ważna jak muzyka. Rozśmieszaj tam na górze, o ile jest tam miejsce i publiczność do rozśmieszania. Nigdy nie zapomnimy!

Dodaj komentarz