…nie udaje się nikogo kim się nie jest. Nie skręca się w prawo. Nie opowiada się głupot, żeby przypodobać się mitycznemu centrum, w którym wcale nie wygrywa się wyborów, wbrew temu co mówią nawet najwybitniejsi eksperci od polityki.
O Zohranie Mamdanim usłyszałem niewiele ponad pół roku temu. W tym czasie dał się poznać nowojorczykom jako pryncypialnie wspierający cierpiących Palestyńczyków, socjaldemokrata, Muzułmanin, który swoimi celami strategicznymi w drodze do poprawy sytuacji ekonomicznej największej amerykańskiej metropolii, chce postawić na usługi publicznej, transport publiczny, walkę z rosnącymi cenami mieszkań i wynajmem. Takimi pomysłami w sposób radykalny Zohran odróżnia się nie tylko od nowojorskiego, ale także ogólnokrajowego establishmentu Partii Demokratycznej, o rządzących federalnie Republikanach nie wspomnę.
Zohrana na drodze do nominacji Demokratów na burmistrza Nowego Jorku, wsparły najważniejsze postaci progresywnej flanki partii czyli senator Bernie Sanders i członkini Izby Reprezentantów Alexandria Ocasio-Cortez, którzy od startu 2. kadencji Trumpa, kontynuują swój tour po Ameryce skierowany przeciwko rosnącej w silę oligarchii.
Przez większą część kampanii, praktycznie do ostatniego tygodnia przed wtorkowym głosowaniem, wydawało się, że Demokraci przepchną do nominacji byłego gubernatora stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, syna cenionego, nieżyjącego już dawnego gubernatora Mario, który odchodził ze stanowiska przy wysokim poparciu społecznym i z reputacją człowieka skutecznego w walce o poprawę życia mieszkańców stanu. Tego samego powiedzieć się nie da o Andrew, który został zmuszony do oddania władzy z związku z narastającą presją opinii publicznej, która słusznie oskarżała go o śmierć wielu ludzi w domach opieki w trakcie pandemii, oraz o eufemistycznie mówiąc niestosowne, przemocowe lub seksualnie nacechowane zachowania w trakcie wykonywania funkcji gubernatora.
Te argumenty jednak nie okazały się wystarczające dla ponad 36 procent ludzi, którzy zagłosowali we wczorajszych prawyborach na Cuomo. Zohran zebrał jednak ich ponad 43 procent (czyli prawie 80 tys. głosów różnicy, przy oddanym niemal równo milionie) i dobrze byłoby, gdyby jego kampania, na którą złożyła się świeżo wymyślona, dobrze skorelowana z kandydatem agenda, jego absolutnie niepodważalna charyzma i łatwość w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi, oraz sprawność w odsuwaniu od siebie absurdalnych oskarżeń o antysemityzm, stała się swoistym wzorem do naśladowania. Wybór Cuomo od początku był ryzykowny, bo jak wiele razy podkreślałem – jak wybór, który się stawia przed wyborcami, polega na wskazaniu pomiędzy konserwatystą (a w tym wypadku dwoma, bo zarówno nominant Republikanów Curtis Sliwa, jak i aktualny burmistrz Eric Adams takimi są) a udawanym konserwatystą/centrystą, jakim chciał stać się Andrew Cuomo, ten fake zawsze wychodzi na jaw.
Dlatego też wydaje mi się, że Zohran ma olbrzymie szanse na powrót prawdziwego Demokraty na stanowisko burmistrza Nowego Jorku. Niech swoistym symbolem jego zwycięskiej kampanii będzie odpowiedź na pytanie z debaty, w której wszyscy kandydaci zostali zapytani o…pierwszą wizytę zagraniczną po wyborze. (swoją drogą pytanie rodem z debaty prezydenckiej, a nie w wyborach lokalnych). Prawie każdy odpowiedział tak samo: Izrael (lub/i Ukraina). Każdy poza Zohranem, który odpowiedział, że…zostanie w Nowym Jorku, żeby zająć się sprawami jego mieszkańców. Ha! Jakie to proste, a jakie trafne. Trzymam kciuki, Zohran!
Dodaj komentarz