Kino rosyjskie często podejmuje swoją tematyką wydarzenia historyczne, choć, podobnie jak ma się to w przypadku polskiej kinematografii, zazwyczaj ogranicza się do własnej historii. Tym razem reżyser pochodzący z Petersburga postanowił poruszyć zdarzenie o charakterze międzynarodowym, które wstrząsnęło całym światem – mianowicie osadził akcję swojego filmu w nazistowskim obozie zagłady w Sobiborze. Opowieść dość nietypowa jak na debiut, jednak Sobibór stanowi ważny powrót do przeszłości, przywołując historię, o której nie można zapominać.
Konstantin Chabienski do tej pory stał tylko po jednej stronie kamery – jako aktor posiada w swoim dorobku artystycznym wiele produkcji, głównie rodzimych, choć trafiały mu się również role w międzynarodowych dziełach. Przy Sobiborze zdecydował się połączyć funkcję odtwórcy ról z reżyserskim stołkiem, co, w ogólnym rozrachunku, wypadło nie najgorzej.
Osią fabularną debiutu Rosjanina uczyniono powstanie w nazistowskim obozie, które zorganizowane było między innymi przez Aleksandra Pieczerskiego, oficera Armii Czerwonej. O ile sama tematyka obozowa jest dość eksploatowana w kinematografii, to wątek ten doczekał się zaledwie kilku ekranizacji. Nie mogło jednocześnie zabraknąć w filmie sportretowania Sobiboru jako organizmu, który funkcjonuje, zjadając przy tym swoich własnych twórców. Reżyser nie zrezygnował z typowej wizji wydarzeń, przez co niektóre ze scen powielają metody portretowania eksterminacji Żydów w typowy dla tej sztuki sposób. I właśnie – co można zarzucić twórcy, to próba uderzenia w zbyt wrażliwe struny – obraz zamiast subtelnie szeptem stawiać się w pozycji strażnika historii, krzyczy rozpaczliwie, odbierając tym samym możliwość oczyszczenia. Gdyby zrezygnować z kilku scen lub poprowadzić je w sposób bardziej odwołujący się do wyobraźni widza, efekt byłby lepszy. Ciekawie natomiast użyto oświetlenia oraz rozmazania obrazu, budując poczucie odosobnienia, a także pewnego rodzaju zapomnienia. Odnieść można wrażenie, iż to, co rozgrywało się w Sobiborze, nie interesowało reszty świata, a więźniowie pozostawieni sami sobie zmuszani byli do odczłowieczenia.
W kategorii debiutu film Chabienskiego wypada sprawnie pod względem fabularnym, choć w scenariuszu pozostawiono wyraźne wątki romantyczne, które można byłoby pominąć. Naturalnie, była i miłość w obozach, ale ta odnoga historii nie wzbogaca szczególnie ogólnego wydźwięku produkcji. Także technicznie Sobibór okazuje się utworem, który, pomijając kilka chwytów mających na celu wzbudzenie wzruszenia odbiorcy, nie zignorował warstwy wizualnej. Całość obfituje w szarości wzmacniające pesymistyczny klimat produkcji.
Obraz Konstantina Chabienskiego stanowi przede wszystkim dobrą lekcję historii, o której nie można zapomnieć. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz wyszłam z projekcji filmowej w tak ponurym nastroju pełna przemyśleń. Biorąc pod uwagę, iż Sobibór stanowi debiut w dorobku artystycznym tego twórcy, widz może wybaczyć parę niedociągnięć fabularnych oraz technicznych. Koniec końców produkcja Rosjanina pozostawia nas z pustką w sercu i w głowie, choć nie uchroniła się od powielania znanych z tego gatunku kinowego klisz.
Ocena: 6/10