Zamiast rozpisywać się nad jakością tego filmu, powinienem tu wstawić emotkę – wszakże według twórców jest to „najważniejsze odkrycie w historii komunikacji”, a „słowa są nudne”. I jak myślicie, którą bym wybrał? Odpowiedź może być tylko jedna.
Gdyby nie podtytuł nadany „Emotkom„, można by się szczerze zastanawiać, czy aby na pewno jest to w ogóle film 🎞, bowiem zdecydowanie bliżej mu do katalogu reklamowego aplikacji na smartphone 📲. To półtoragodzinny chaotyczny pokaz logotypów Dropboxa, Spotify, YouTube’a, Facebooka, Twittera, „Candy Crush”, „Just dance” i kilku innych marek. I w zasadzie nic więcej.
Licha i napisana na siłę fabuła to perfidna zrzyna z „W głowie się nie mieści” 💔 – bohaterowie, żyjący tym razem nie w głowie, a w telefonie głównego bohatera, muszą przebyć określoną drogę, by ratować swój wewnętrzny świat (w sumie w „Emotkach” sprawa tyczy tylko samych głównych bohaterów) oraz ten drugi, ludzki. Gdy Pixarowskiej animacji udało się w przystępny sposób wyjaśnić 👨🏫dzieciom, jak działają emocje, pokazać że życie bez smutku nie gwarantuje szczęścia i że depresja to poważny problem, tak Sony całą fabułę swej animacji opiera na dylemacie licealisty (LO-L), jaką buźkę wysłać w sms-ie do podobającej mu się dziewczyny 👧. W międzyczasie serwując szablonową i wyzutą z jakiegokolwiek polotu opowiastkę o byciu wyjątkowym. OMG.
Emotikony plączą się między aplikacjami, spełniając kolejne wymogi scenariusza i rzucając co zdanie żarty, od których można zapaść na suchoty 😂, a z których większość polega na tym samym motywie – emotikona przedstawiająca dłoń we wszystkich wypowiedziach musi rzucić czymś w stylu „potrzebna mi pomocna dłoń”, a ta o wyglądzie kupy w każdej ze swych niewielu scenek nawiąże do wydalania.
Animacja Tony’ego Leondisa („Lilo & Stich 2„) to pozbawiona choć odrobiny polotu filmów o LEGO pełnometrażowa reklama, nie siląca się na nic prócz zajęcie czasu niewymagającym widzom i wyłudzenie pieniędzy za gadżety 📈. „Emotki” to film, na który nawet trudno być zdenerwowanym, to nudna przeprawa przez wtórną treść i dość biedną warstwę wizualną. IMO zapomnicie o nim szybciej niż przeczytaliście tę recenzję. Ale ostrzegam – jeśli zamierzacie się wybrać do kina, zabierzcie ze sobą kogoś ogarniającego tę część internetu, najlepiej dziecko 👶. Wyjaśni wam niektóre żarty i, miejmy nadzieję, po seansie nie będzie chciało was naciągnąć na maskotkę emotki kupy 💩. AFK.
Zobacz film w Cinema City: