Maciej Stasierski: Za chwilę przeanalizujemy kilka tytułów, które będą się w marcu biły o najważniejsze filmowe nagrody świata. Zacznijmy jednak od lokalnego ogródka – komisja wybrana przez już nieurzędującą szefową PISFu, pod przewodnictwem niemal już stałego szefa tego gremium Pawła Pawlikowskiego, wybrała “Pod wulkanem” Damiana Kocura na polskiego kandydata do Oscara międzynarodowego. O “dziwo” nie powiodło się – film nie trafił na shortlistę oscarową, co wedle jednego z bardziej popularnych portali internetowych w naszym kraju, jest “szokiem” Warto w tym miejscu więc wyjaśnić tę ocenę – nie jest to żaden szok. Szokiem byłoby wskazanie tego filmu przez Akademię Filmową – mam nadzieję, że się z tym zgodzisz? I kogo typujesz do 5tki oscarowej w tej kategorii?
Mateusz Rot: Niestety w tym roku przeżywamy poważny kryzys w polskim kinie. Pierwszy raz od wielu lat nie mieliśmy żadnego przedstawiciela na jednym z trzech najważniejszych europejskich festiwali (Cannes, Wenecja, Berlinale). Honoru co prawda broniła polska koprodukcja, czyli „Dziewczyna z igłą”, ale niestety nie mogliśmy jej wysłać na Oscary. Zatem pozostało naszej komisji oscarowej wybierać spośród takich tytułów jak „Kos”, „Tyle co nic”, czy wspomniane „Pod wulkanem”, które jako jedyne miało premierę na prestiżowym festiwalu w Toronto. Niestety film Damiana Kocura nie spotkał się z życzliwym odbiorem ze strony widzów (w weekend otwarcia w Polsce poszło na niego zaledwie około 1600 osób) i po prostu mało kogo obchodził. Jednak pozostaje nam trzymam kciuki za Magnusa von Horna, który jest w grze nie tylko o nominację w kategorii filmu zagranicznego, bowiem autor zdjęć Michał Dymek spokojnie może wejść do oscarowej stawki z tzw. czarno-białego slotu (przeważnie jeden film czarno-biały dostaje nominację za zdjęcia). Poza von Hornem w kategorii filmu zagranicznego widziałbym oczywiście „Emilię Perez” (Francja po ponad 30 latach w końcu wygra Oscara), brazylijski „I’m Still Here”, reprezentanta Niemiec „Nasienie Świętej Figi”, a o piąte miejsce walczą wg mnie trzy filmy – animacja „Flow”, irlandzki „Kneecap” oraz kandydat Tajlandii „How to Make Millions Before Grandma Dies”.
M.S.: Czyli skłaniasz się ku stwierdzeniu, że Van Horn raczej powinien się zmieścić w tej mitycznie postrzeganej piątce? Też bym tego chciał i myślę, że szanse są spore. Zgodzę się oczywiście co do Audiarda (“Emilia Perez”), Sallesa (I’m Still Here”) i Rasoulofa (“Nasienie Świętej Figi”) – ten ostatni to film irańskiego reżysera, który po kolejnym skazaniu przez sąd swojego kraju, uciekł z Iranu i został wskazany przez Niemcy, w których mieszka na kandydata do Oscara. Co do miejsca 5…myślę, że możemy mieć powtórkę z nominacji dla “Przeżyć” i podwójnej (w tamtym wypadku nawet potrójnej) nominacji dla animacji w kategorii międzynarodowej. Pozostając w rejonach tej kategorii – najważniejszym tematem, właściwie od premiery w Cannes, pozostaje “Emilia Perez”. Widzisz możliwość zdobycia przez film Jacquesa Audiard jakiegoś innego OScara, poza międzynarodowym? Wydaje się, że najlepiej wygląda sytuacja Zoe Saldany na kobiecym drugim planie, choć ja sam nie wykluczam też swego rodzaju rozbicia rywalizacji Madison/Erivo przez Gascon, czy nawet zwycięstwa w kategorii reżyserskiej czy BP. Realne?
M.R: Film Magnusa von Horna jest kandydatem Danii, a Duńczycy są mistrzami oscarowych kampanii. Co do „Emilii Perez” poza Oscarem za film zagraniczny prawdopodobnie dołoży też statuetkę za piosenkę (El Mar albo Mi Camino). Reszta zależy od tego jak mocno Akademia pokocha musical Audiarda. Póki co Netflix odpowiedzialny za dystrybucję w USA (a tym samym także za oscarową kampanię) robi kawał dobrej roboty. Po canneńskich sukcesach film zdobył drugie miejsce w Toronto, wygrał 5 statuetek na EFA (Europejska Akademia Filmowa), zdobył 10 nominacji do Złotych Globów, a także jest na największej ilości oscarowych shortlist. Moc tego filmu wydaje się olbrzymia (szczególnie w branży), więc niewykluczone, że dołoży też Oscara za drugoplanową rolę żeńską (Zoe Saldana), montaż, dźwięk, reżyserię, a nawet film. Wszystko zależy od tego jak bardzo Akademia pokochała “Emilię” i czy Netflix jest w stanie dobrze poprowadzić końcową fazę sezonu, z którą zawsze mają problem. Jedno jest pewne, musicale w tym roku rządzą oscarową stawką!
M.S. Końcowa faza kampanii to problem Netflixa od wielu lat. Zwykle udaje się im utrzymać tempo do dnia nominacji, jak choćby przy okazji “Psich pazurów” Jane Campion, a potem schodzi powietrze z tej kampanijnej machiny. Z drugiej strony mam wrażenie, że w przeciwieństwie do “dzieła” Campion, pasja związana z “Emilią Perez” wydaje się niesłabnąca, i to nawet mimo krótkotrwałego backlashu, na który ten film cierpiał kilka czy kilkanaście tygodni temu, związanego z jego domniemanym (co brzmi kuriozalnie w związku z rolą główną Carli Sofii Gascon) transfobicznym wydźwiękiem. Ostatnio rozmawialiśmy z kolei o tym, że celem negatywnej kampanii stał się drugi z wielkich faworytów tegorocznych Oscarów czyli “Anora” Seana Bakera, film o którym po obejrzeniu go na American Film Festival powiedziałem, że mamy faworyta, którego raczej nikt nie dotknie. A dotykają go teraz posądzenia o wykorzystanie przez reżysera Mikey Madison czyli głównej aktorki filmu oraz negatywne komentarze związane z występem rosyjskiego aktora Yury Borisova. Czy widzisz w nich zagrożenie dla “Anory”, czy jednak pozostaje ona wciąż drugim wielkim faworytem Oscarów?
M.R.: Przykład “Emilii Perez” doskonale pokazuje, że twitterowy backlash nie szkodzi filmowi (polecam świetny twitt Gascón, która napisała, że im więcej spotyka ją hejtu w Internecie, tym więcej dostaje nagród). Dlatego nie przejmowałbym się zbytnio negatywną reakcją na słowa Mikey Madison, która świadomie zrezygnowała na planie z pomocy „koordynatora intymnego” na rzecz większej autentyczności roli. Co do Borisova mam wewnętrzny dysonans, bo z jednej strony to znakomita kreacja godna nagród, ale z drugiej nominowanie Rosjanina, który grał w rosyjskim kinie propagandowym o II Wojnie Światowej, a także popiera aneksję Krymu jest moralnie wątpliwe. Dlatego “Anorze” kibicuję w kategoriach scenariusz i aktorka pierwszoplanowa. Nagradzanie “Anory” za film też wydaje mi się kwestią dość skomplikowaną, choć z drugiej strony rosyjscy oligarchowie przedstawieni są w niej w negatywnym świetle. Zobaczymy co na to wszystko amerykańscy filmowcy, dla których aneksja Krymu, czy wojna w Ukrainie wydaje się tematem nie aż tak istotnym z ich punktu widzenia (przykre, ale prawdziwe…). Na pewno “Anora” jest jednym z największych tegorocznych faworytów i żadna internetowa aferka nie podważy tego statusu.
M.S.: Czy może więc skończy się tak, że gdzie dwóch się bije tam trzeci, najmniej kontrowersyjny skorzysta – mówię o “Brutaliście” Brady Corbeta, dla którego chyba największą przeszkodą będzie…metraż. 3,5 godziny. I antrakt wpisany w film. A może ta rywalizacja trzech, z których każdy a swoje “słabości”, nie wynikające z jakości filmów, a bardziej z decyzji artystycznych twórców, pozwoli na wejście do gry kogoś z tylnego szeregu. Spoglądam w kierunku “Wicked”, a może “Konklawe” – obydwa filmy będą nominowane w wielu kategoriach. Co o tym myślisz?
M.R.: Z “Brutalistą” jest na razie ten problem, że studio A24 nie wysyła screenerów tego filmu przez co nie jest aż tak obecny na gildiach (przede wszystkim został pominięty przez gildię montażystów, na której uważany był za faworyta do wygranej). Być może A24 ma swój pomysł na promocję dzieła Corbeta i wyskoczy w drugiej połowie sezonu wygrywając gildię reżyserów i BAFTA co mogłoby przynieść wystarczający buzz do wygranej w głównej kategorii. Problemem jest też metraż, choć wyraźny podział na dwie części może sugerować oglądanie filmu „na raty” – wtedy wychodzą dwa filmy po mniej więcej 100 minut i metraż w tym przypadku nie jest aż tak bardzo straszny (oczywiście ten argument proszę traktować z przymrużeniem oka). „Wicked” z kolei ma bardzo dobrą drogę do sukcesu oscarowego dzięki prawdopodobnej wygranej na SAG (gildia aktorów) oraz PGA (gildia producentów). Co prawda wygrana na PGA nie jest taka oczywista niemniej wydaje się teraz faworytem tej gildii przede wszystkim z uwagi na potężny sukces w amerykańskim box office. Gdyby „Wicked” dodatkowo dorzuciło WGA (gildia scenarzystów), na której jedynym realnym konkurentem jest „Nickel Boys” ze względu na dziwny regulamin nie pozwalający osobom niebędącym członkami gildii brać udziału w nagrodach. „Konklawe” natomiast może przejść trochę niezauważone do czasu potencjalnego wielkiego triumfu na BAFTA (“Na Zachodzie bez zmian” zmiotło konkurencję parę lat temu) i w efekcie może wielkiego zwrotu w sezonie. Jednak ten scenariusz wydaje mi się najmniej prawdopodobny, bo nowy film Bergera nie wzbudza takiej pasji jak wspomniane wcześniej filmy. Na dzisiaj obstawiałbym walkę pomiędzy czterema filmami – “Anorą”, “Wicked”, “Emilią Perez”, a “Brutalistą”.
M.S. Dzięki za tę rozmowę – przy następnej okazji pogadamy trochę o aktorskich wyścigach, a już za miesiąc rozmowa tuż przed nominacjami, które zostaną ogłoszone 17.01.
Dodaj komentarz