Francois Ozon wraca na dobre tory swojej nierównej kariery. Jego świetny film „U niej w domu” to kapitalna mieszanka motywów znanych z jego najlepszych produkcji z konstrukcją fabularną a la Alfred Hitchcock. Germain (w tej roli aktor absolutnie niesamowity – Fabrice Luchini) jest nauczycielem literatury w liceum im. Flauberta. Podczas jednej z pierwszych lekcji zadaje swoim uczniom napisanie wypracowania o minionym weekendzie. Wśród prac słabych, chwilami wręcz tragicznych, ponad przeciętność wybija się tekst napisany przez Claude’a (Ernst Umhauer). Germain widząc w swoim uczniu wielki potencjał zachęca go dalszego pisania. Granica między fikcją pióra utalentowanego ucznia a rzeczywistością zaczyna się zacierać, a atmosfera się zagęszcza. Ozon pokazuje w „U niej w domu” ten sam sznyt, którym zaprezentował przy okazji znakomitego „Basenu”. Udało mu się w konwencji po hitchcockowsku, misternie skonstruowanego thrillera zmieścić wiele charakterystycznych dla siebie elementów fabularnych – mamy tutaj nieco znudzone sobą małżeństwo, którego życie nie tylko emocjonalne nabiera rumieńców poprzez impuls w postaci kolejnych części opowieści . Mamy w sposób niezwykle inteligentny pokazaną samą historię, którą opisuje Claude, a której sam autor staje się głównym bohaterem. To jest zdecydowanie najciekawsze w „U niej w domu” – ten element tajemniczości i niepewności. Są momenty, w których absolutnie nie wiadomo, czy mamy do czynienia z rzeczywistymi wydarzeniami, czy jednak z fikcją wymyśloną przez Claude’a. Ozon genialnie dozuje wskazówki, nie pozwala nam zbyt łatwo rozwiązać tej zagadki. Dzięki jego bardzo mądrej, subtelnej reżyserii film trzyma od początku niemal do samego końca w napięciu. Chwilami emocje sięgają naprawdę zenitu. Co jednak ważne „U niej w domu” nie jest jedynie formalną zabawą Ozona. Mamy tutaj bowiem prawdziwą historię z całą masą ciekawie zarysowanych koncepcji fabularnych – kryzys małżeński, fascynację starszą kobietą, też zniechęcenie podstarzałego nauczyciela, który chce wykorzystać talent swojego ucznia dla swoich celów, doprowadzając do tragedii wielu ludzi. Ozon rozpisuje tę historię na kilkoro wspaniale skonstruowanych bohaterów, którzy stają się jeszcze większym wyzwaniem dla aktorów. A aktorów ma Ozon w swoim filmie wyśmienitych. Fabrice Luchini jak zwykle bryluje na pierwszym planie. Jeszcze lepsza jest partnerująca mu Kristin Scott Thomas. W jej bohaterce, żonie Germaine’a, jest nawet więcej tajemnicy niż w samym nauczycielu. Jeanne w mistrzowskiej intepretacji Scott Thomas to kobiet przeraźliwie inteligentna, silna, ale też równie mocno samotna we własnym małżeństwie. Rola absolutnie wspaniała! Świetne uzupełnienie dla tej pary stanowi narrator opowieści – Claude w kreacji Ernstra Umhauera, który okazuje się talentem rzadkiej miary. Rodzinę, która jest przedmiotem opowieści Claude’a grają także znakomici weterani – wciąż piękna Emmanuelle Seigner i Denis Menochet. Nie sposób nie wspomnieć także o stronie technicznej „U niej w domu”. W tym segmencie Ozon zawsze był mistrzem niekwestionowanym. Kamera pracuje w jego filmie genialnie, idealnie sprawdza się jako niemal całkowicie osobny bohater opowieści. Muzyka zaś idealnie puentuje poszczególne sceny, bez znaczenia czy komediowe, czy dramatyczne. Ozon ma rzadkie ucho do idealnego doboru podkładu muzycznego. Na Starym Kontynencie mało jest reżyserów, którzy tak sprawnie operują muzyką, ba mało jest reżyserów którzy w ogóle operują muzyką, jak przypomnieć chociażby nawet najlepsze dokonania braci Dardenne czy Cristiana Mungiu. Jedno małe „ale” w kontekście całościowego wydźwięku całego filmu pojawia się w końcówce, której Ozon nie potrafił w sposób do końca wiarygodny poprowadzić, przez co film w ostatnich fragmentach fabularnie się rozłazi. Niemniej nie psuje to efektu, który jest brawurowy. „U niej w domu” to absolutnie jeden z najlepszych filmów roku – gwarancja inteligentnej, przesyconej prawdziwymi emocjami rozrywki. Brawo! Maciej Stasierski