Przeglądając listy premier kinowych, co jakiś czas można natknąć się na tytuły, które należałoby nazwać filmami-widmo. Nikt o nich nie słyszał, nikt ich nie widział, trudno odnaleźć kina, które będą go w ogóle wyświetlać; a gdy już byśmy trafili na takie, powinniśmy się spieszyć, bowiem zagości tam zapewne tylko na dwa seanse i to o dziwacznej porze. To tytuły jakoby spisane na straty, nieliczące na frekwencję i jakiekolwiek powodzenie. Nie oznacza to, że są one złe – to zwykle produkcje zauważone na jakimś festiwalu, cenne pod względem artystycznym i intelektualnym. „Szczęście sprzyja odważnym” jest takim filmem-widmo. Był wyświetlany na Berlinale czy chociażby naszym poznańskim Ale kino! Tyle, że nie ma on nic wspólnego z dobrym kinem.
Czwarty już film Norberta Lechnera opowiada o losach dwóch małoletnich Wietnamek, które zostały same w domu, gdy ich mama musiała nagle wyjechać. Trudno ustalić, z jakiego powodu nikt dziewczynkami nie mógł się przez ten czas zająć, ale raczej nie warto szukać sensownych wyjaśnień, skoro na informację o tym, że w ogóle rzecz się dzieje w Niemczech, a matka bohaterek wyjechała aż do Wietnamu, czekamy wyjątkowo długo. Film nie kwapi się na nadmierne wyjaśnienia czy przedstawienie czegokolwiek, czyniąc tym samym fabułę wybrakowaną, a postaci niespójnymi i nieciekawymi.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że obowiązkowy polski dubbing dokonał tu rzeczy skrajnie destrukcyjnej. Chcąc swoją obecnością przyciągnąć najmłodszych przed ekran, niwelując barierę powstało przez zbyt szybko przelatujące napisy, zbudował tak naprawdę jeszcze większą przeszkodę. Otóż, „Szczęście sprzyja odważnym” czyni jednym z istotniejszych motywów różnice środowiskowe czy rasowe. W związku z tym część bohaterów włada językiem niemieckim, część wietnamskim. Rzecz jasna w polskim dubbingu nie usłyszymy różnicy, będąc skazanymi na całkowite zaskoczenie i dezorientację podczas sceny, w której bohaterki rozmawiają po niemiecku, wykorzystując fakt, iż towarzysząca im osoba nim nie włada. Co ciekawe, nieco śmieszne i bulwersujące zarazem, ta jako jedyna mówi z czymś, co ma przypominać wietnamski akcent – brzmi to jednak jak dziecięce przedrzeźnianie. Taki fatalny pomysł, wpleciony w i tak już mizerny dubbing, ciągnie film na muliste dno.
Fabuła stara opierać się na trudach sytuacji dziewczynek pozbawionych opieki w niesprzyjającym otoczeniu – obciążonych nadmiarem obowiązków, irytującą znajomą u boku oraz depczącą po piętach, zdemonizowaną po całości opieką społeczną. Historia ta jest jednak paskudnie nieczytelna, a do tego poprzetykana masą motywów dodatkowo naruszających tę wątpliwą konstrukcję. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż film Lechnera cierpi na ten sam syndrom, co większość dzieł Patryka Vegi – serialowość. Wygląda on bowiem na uszczuplony zlepek jakiejś odcinkowej formy, która to dopiero miałaby szansę na przedstawienie historii jak należy. Z tą różnicą, że Vega ma w swym dorobku dwa filmy przetransformowane na seriale.
„Szczęście sprzyja odważnym” jest tworem miałkim i nierównym. Brak w nim myśli przewodniej, a piętrzące się motywy wywołują u widza niekomfortowe poczucie zagubienia i frustracji. Prowadząca donikąd fabuła jedynie przesuwa postaci z miejsca na miejsce, pozbawiając całość cech kina familijnego. Przypuszczam, że z seansu mogłyby wyjść zadowolone jedynie najmłodsze dzieci, ale trudno mi by było sprecyzować, z jakiego powodu. Może i lepiej, by film ten zniknął wśród bogatej oferty kin i został zapomniany jak najszybciej.