Czy ktoś z Was pamięta jeszcze koszykarską świętą wojnę między Śląskiem Wrocław a Anwilem Włocławek? Ostatnio przypomniał o niej jeden z byłych zawodników wrocławskiego zespołu.
Pojedynkami Śląska z Anwilem ekscytowała się kiedyś cała Polska, nie tylko koszykarska. Mecze pokazywano w najlepszym czasie antenowym w TVP, a do historii przeszedł m.in. słynny rzut Jacka Krzykały w prawie całego parkietu w ostatnich sekundach meczu, dając Śląskowi zwycięstwo w jednym z meczów. Atmosfera udzielała się m.in. kibicom. Ci z Włocławka krzyczeli: „Cała Polska je..ie Śląska”, a ci drudzy skandowali „Igooor!”, by zirytować lidera Anwilu Igora Griszczuka.
Niestety, nieprędko wrócą te czasy. Śląsk gra obecnie w drugiej (czyli trzeciej) lidze, a Anwil najlepsze lata też ma już za sobą. Dlaczego więc o tym piszę?
Ze względu na Robertsa Štelmahersa, byłego gracza Śląska, a obecnie trenera Czarnych Słupsk. Niedawno, w czasie pomeczowej konferencji prasowej, powiedział, że jego zespół czeka wyjazdowy mecz w Rumunii, tzn. we Włocławku.
Właśnie w ten sposób obrażali niegdyś Anwil i jego kibiców sympatycy koszykarskiego Śląska. Czy taka wypowiedź to przegięcie? Zdecydowanie. Nie wypada tak mówić nawet w prywatnych rozmowach między znajomymi, choć wiadomo, że przy wódce i piwie mówi się czasem różne rzeczy. Zdecydowanie potępiam jednak takie zachowania, a jeśli wkrótce kibicom znów będzie dane ekscytować się pojedynkami Śląska z Anwilem, to mam nadzieje, że będzie to przebiegało w atmosferze fair play. To chyba jednak idealistyczne podejście, skoro bodaj na ostatnim jak dotąd meczu Śląska z Anwilem jeden z pijanych wrocławskich Kosynierów rzucił się na kibica z szalikiem Anwilu. Niestety, młodzi Kosynierzy za bardzo trzymają sztamę z piłkarskimi kibolami. Ale to temat na osobną dyskusję.