Odpowiedź na pytanie, dlaczego „To” w pierwszych recenzjach wielokrotnie nazywane jest filmem kontrastów, przychodzi już po niespełna dziesięiu minutach projekcji. Pierwsze ujęcia ekranizacji powieści Stephena Kinga umiejętnie wprowadzają nas raczej w nastrój Kina Nowej Przygody, niż pełnokrwistego horroru. Mamy lata osiemdziesiąte, jesteśmy na amerykańskich przedmieściach. Dźwięk padającego deszczu stapia się z kapitalnym, fortepianowym motywem przewodnim. Poznajemy też pierwszych bohaterów – Billa i jego młodszego brata Georgiego. Twórcy podkreślają ich dziecięcą niewinność. Jednak gdy nostalgia za wczesnym Spielbergiem, uśpi już naszą czujność, reżyser przypomni nam, że jego film dozwolony jest od 18 lat i spuści nam na głowę zimny prysznic. Drugi z chłopców spotyka klauna, a krwawa puenta tej sceny, uświadamia nam, że w Derry nikt nie może czuć się bezpiecznie.
W następnej sekwencji przeskakujemy już rok do przodu. Bill (wciąż wierzący, że jego zaginiony brat żyje) wraz z grupą kolegów zmaga się z prześladowaniami ze strony szkolnych łobuzów. Choć chłopcy sami siebie nazywają Klubem Frajerów (ang. Losers Club), bez trudu zdobywają naszą sympatię. To grupa kilku świetnie zarysowanych, wymykających się schematom postaci – niewinnych a jednak zdolnych do wulgarnych żartów, dziecinnych, aczkolwiek niejednokrotnie doświadczonych przez życie, pogłębionych dokładnie na tyle, aby każdy z nich dostał choćby zalążek charyzmy. To właśnie głównie dzięki bohaterom film ogląda się z przyjemnością . Z czasem, uciążliwe starszaki przestaną być ich głównym problemem. Tytułowe „To” tym razem ostrzy sobie zęby właśnie na nich.
Andres Muschietti nieprzypadkowo wybrał na głównych bohaterów tej opowieści trzynastolatków z zaburzoną samooceną. Protagoniści znajdują się w wyjątkowo ciężkim momencie dojrzewania, w którym absurdalne dziecięce lęki, zaczynają gryźć się z coraz to wyżej stawiającym poprzeczkę dorosłym światem. Dla klauna Pennywise’a – potwora który żywi się ludzkim strachem,, będą więc idealnym celem. Jest on więc w filmie metaforą nieubłagalnych zmian, jakie stają na drodze dorastającego człowieka.
Co okaże się jedyną bronią w walce z metafizycznym strachem? Odpowiedź wydaje się oczywista – oprócz, jak zwykle niezawodnej w takich przypadkach, prawdziwej przyjaźni, będzie to przełamanie go odwagą. Pennywise, choć stwarza realne zagrożenie, pochodzi przecież z umysłów głównych bohaterów, działa poniekąd zgodnie z ich wolą. Koniecznym krokiem do pokonania go będzie więc stawienie wpierw czoła samemu sobie. W rozczulającym finale filmu widzimy już zupełnie odmienionych protagonistów. Po pokazaniu środkowego palca swoim młodzieńczym lękom, otwierają oni nowy rozdział w swoim życiu, gotowi są wreszcie dojrzeć. „To” choć jest filmem nierównym (jumpscare’y w filmie o zdzieraniu zasłon strachu nibys są uzasadnione, ale kilka na jedną scenę to już przesada), ma szanse wejść do kanonu zarówno horroru, jak i być udanym spadkobiercą Kina Nowej Przygody. Oby drugi rozdział tej historii okazał się co najmniej równie udany.
Ocena: 7/10