…czyli naprawdę kreatywne wizualnie, sprytnie wymyślone i bardzo…romantyczne. Bodo Kox pokazał już swoją fantazję w Dziewczynie z szafy. Tutaj podjął się pierwszej od lat w naszym kinie próby kina science-fiction, w którym pamięta się dotychczas tylko nazwisko Piotra Szulkina. Kox dołącza do niego filmem nieperfekcyjnym, ale jednak inspirującym.
W 2030 roku Adam jest pracownikiem korporacji, w której poznaje Gorię. Ona początkowo poniża go, gdyż uważa się za lepszą, głównie ze względu na swój status w firmie. Po czasie jednak rozpoczyna się ich romans, najpierw oparty jedynie na fizyczności. W posiadaniu Adama znajduje się radio, dzięki któremu można wracać w przeszłość – w niej bohater bierze udział w zaskakujących eksperymentach.
Pytanie czy jest sens opowiadać fabułę najnowszego filmu Bodo Koxa. Pytanie zasadne, gdyż z mojego punktu widzenia zupełnie nie o historię w nim chodzi. Sam Kox jest bardziej zainteresowany atmosferą niż ujawnianiem kolejnych elementów intrygi. Tworzy, za małe pieniądze (momentami to widać), nowy świat – nie sądzę, by Warszawa właśnie tak miała wyglądać za 13 lat. Jednak wizja ta jest na tyle zaraźliwa, do tego stopnia interesująca, że chce się po prostu w nią zaangażować. Kox jest ewidentnym romantykiem. Aż zaskakująco wielkim, bo bardziej od tworzenia świata, który powstaje niejako przy okazji, dba o romantyczny nastrój oraz o relację między głównymi bohaterami, która jest momentami rozczulająco piękna, szczera. Duża w tym zasługa głównych aktorów – Piotra Polaka, a zwłaszcza wspaniałej Olgi Bołądź – między którymi czuć naturalną chemię. To oni sprawiają, że w trakcie seansu popłynie Wam łezka. Dodajmy do tego wizualną wyobraźnię Koxa, który dba o wszystkie szczegóły scenograficzne i kostiumowe, tak abyśmy jednak czuli się w przyszłości. W przyszłości wciąż kartonowej i niestety niezbyt imponującej, po trosze ze względu na wizję, po trosze na środki, których na tego typu produkcje w Polsce strach wydawać pieniądze.
Warto kilka zdań poświęcić też muzyce, którą stworzył włoski kompozytor Sandro Di Stefano. Chapeau bas dla jury w Gdyni, które usłyszało magię tej fantastycznej kompozycji. Słowo do polskich dystrybutorów – wydajcie tę muzykę na płycie (lub w dowolnej innej legalnej formie), bo chciałoby się jej posłuchać także poza filmem. Rzadkie u nas wielkie muzyczne wydarzenie w kinie!
Ocena: 8/10