18 listopada we Wrocławskim Teatrze Współczesnym odbyła się premiera „Transferu” Jana Klaty. Długo oczekiwane przedstawienie poruszyło wrocławską publiczność, która zapełniła po brzegi salę teatru podczas kolejnych spektakli. Trudno się temu dziwić, gdyż najnowsze dzieło reżysera „Nakręcanej pomarańczy” zaskakuje i zachwyca już od pierwszych chwil. Z ciemności wyłania się grupa ludzi, patrzących widzom prosto w oczy. Każdy coś mówi. Jedni głośniej, inni ciszej- każdy próbuje zainteresować swoją opowieścią, żadnej z nich nie da się jednak dosłyszeć. Zrozumiałe są tylko urywki zdań tego przerażonego tłumu… „Krieg”… „wojna”… „Nazis”…”Heimat”…”u nas na kresach…”. Tematyki przedstawienia trudno się nie domyślić. Mało kto jednak spodziewał się, że Klata w tak bezpośredni, zdawałoby się odkrywczy, a jednocześnie oczywisty sposób podejmie się realizacji przedstawienia o losach Polski (w jej dzisiejszym kształcie) i ludziach, którzy jej ziemie zamieszkiwali przed wojną, i zamieszkują dziś. Zdecydowanym atutem tego przedstawienia jest jego autentyczność. Ze sceny mówią do nas nie aktorzy, a naoczni świadkowie wojny. Każda opowieść, z której składa się spektakl jest niezwykle emocjonalna i zapada w pamięci widza. Rodzi się pytanie- jak to możliwe, że wyznania tych niedołężnych, zestresowanych, trochę speszonych, jąkających się ludzi, tak mocno poruszają? – Są autentyczne. Sprawiają, że przestajemy spoglądać na II wojnę światową jak na ogólny, globalny problem, tak dla współczesnego człowieka odległy. Oto okazuje się, że historia, którą opowiada od lat babcia o przesiedleniu, czy też wspomnienia dziadka z frontu, to wspomnienia całej generacji- w różny sposób, ale bardzo mocno dotkniętej przez wojnę. Nie pierwszy raz Jan Klata stawia na autentyczność, przybliżając teatr do życia codziennego, przez zaangażowanie aktorów-amatorów. Swoim debiucie reżyserskim- adaptacji „Rewizora” Gogolina (2003) jako statystów zatrudnił wałbrzyskich bezrobotnych, którzy okazali się być świetnymi aktorami i doskonale wpisali się do groteskowej konwencji przedstawienia. W „Transferze” autentyczność bohaterów nadaje sztuce dramatyczności. Oprócz wzruszenia, Klata serwuje nam z desek teatru również zniesmaczenie. Jako kontrast dla tych poruszających historii Polaków i Niemców widzimy alegorię konferencji jałtańskiej. Nad sceną (na specjalnym podeście) górują Churchill, Roosvelt i Stalin, którzy podśpiewując komunistyczne pieśni, obsypując się nawzajem sprośnymi żartami, decydują o przesunięciu granic Polski, zmuszając tym samym do przesiedlenia zarówno Niemców jak i Polaków. „Wielka trójka”- ci wielcy, uwielbiani, w których rękach były losy powojennej Europy- przedstawiona jest dość przewrotnie, prawie naturalistycznie- dzięki temu autentycznie. Wielu z nas obrało wygodną pozę oskarżyciela narodu niemieckiego za całe zło, jakie spadło na Europę, zapominając że i w Niemczech byli ludzie, których życie wojna przemieniła w kosz mar. Jan Klata trafnie to przypomina. Jest również daleki od ocen- gdzie powinna być granica Polski, jak to możliwe, że we Wrocławiu nie ma niemieckich cmentarzy, którzy z Niemców byli, a którzy nie, odpowiedzialni za holocaust… „Transfer” pokazuje absurd wojny, obnaża bezwzględność historii. Przypomina, że każdy człowiek to inna, niepowtarzalna historia, znacznie cenniejsza niż losy państw i społeczeństw, które zawsze są (w różnym stopniu) zniewolone. Sugeruje (czy też powtarza za Giannim Vattimo), że nastał „kres historii”. Przedstawienie Klaty jest z resztą od początku do końca manifestem postmodernizmu, bardzo popularnym w sztuce współczesnej, ale rzadko tak tendencyjnie wyrażonym. To ogromna zaleta przedstawienia, które naprawdę daje do myślenia. Obejrzyjcie koniecznie.