Na łamach Kalejdoskopu pojawił się felieton o kinie kiczu, w którym starałem się przybliżyć fenomen filmów tak złych, że z czasem stają się produkcjami kultowymi. Większość ludzi zaznajomionych z kinem, a zwłaszcza z kinem kiczu, rozpoznaje Wiseau (The Room) lub Nguyen (Ptakodemia) jako czołowe nazwiska w kategorii kina tandety. Jednak poza tymi dwoma twórcami istnieje cała rzesza, którzy mimo braku wsparcia od producentów filmowych czy edukacji w zakresie kinematografii postanawiają spełniać swoje marzenia i tworzyć. W felietonie wspomniany został reżyser, którego dzieła przepełnia niezdrowa dawka absurdu i ujęć archiwalnych. Neil Breen tworzy zupełnie inny poziom absurdu. Z pośród wielu cech charakterystycznych dla kina kiczu, Neil Breen specjalizuje się w trzech, które najlepiej opisać na przykładach jego filmów.
Skromny początek
Neil Breen nie ma edukacji z kierunku filmowego ani artystycznego. Nie uczęszczał do szkoły filmowej, nie uzyskał dyplomu ani nie tworzył przez całe życie. Jego droga ku karierze reżysera była nieoczywista, gdyż Neil Breen przez większość życia był agentem nieruchomości oraz architektem. Jego zamiłowanie do ruchomego obrazu narodziło się w młodości, lecz nie miał on wtedy odwagi poprowadzić swojej kariery w stronę dużego ekranu. Mimo to, w wieku 47 lat, z marzeniem stworzenia dla świata nowej Odysei Kosmicznej i zostania Kubrickiem dwudziestego pierwszego wieku, postanawia stworzyć swój pierwszy, pełnometrażowy film. W tym celu zaciąga pożyczkę, zabiera większość swoich oszczędności z pracy architekta i rozpoczyna produkcję „Double Down”.
Charakterystyczne dla „Double Down” jest jego niekonsekwentność. Wątki rzadko następują po sobie, a postacie często nie zdają sobie sprawy z wydarzeń, które przytrafiły im się scenę wcześniej. Z tego względu opisanie fabuły „Double Down” graniczy z cudem. Bowiem „Double Down” opowiada o hakerze-zabójcy Aaronie Brown, granego przez Neila Breena, który podejmuje zlecenia terrorystyczne w celu zarobienia dużych sum pieniędzy. W samym filmie pojawia się jedno z takich zleceń, mianowicie sabotaż Las Vegas, lecz z monologów głównego bohatera mamy możliwość wywnioskować, że to nie pierwsze jego zlecenie. Jego działania przybliżają go coraz bliżej do swojej zmarłej w wypadku dziewczyny.
Jednym z ważnych elementów filmów Neila Breena jest sposób w jaki zostały one zmontowane. „Double Down” jest doskonałym przykładem nietypowej struktury i montażu. Trwa on bowiem 93 minuty, lecz w rzeczywistości około 40 minut zajmują wydarzenia ważne dla fabuły, kiedy 53 minuty to ekspozycja. Ekspozycja w postaci ujęć archiwalnych (stock footage) lub odrzuconych ujęć. Główny bohater wielokrotnie jeździ samochodem po tej samej ulicy jedząc tego samego tuńczyka z puszki, krzyczy na pustyni takie same zdania, a scena wspinaczki na pustynny pagórek pojawia się kilkakrotnie. Reżyser mógł niemieć wystarczająco dużo materiału, aby powstał film pełnometrażowy więc połączył wszystkiej ujęcia w taki sposób, aby finalne dzieło przypominało produkcję kinową. Jednak jego pierwszy dzieło było jedynie przymiarką do groteskowego kina absurdu jakim jest jego filmografia w całości.
Try, fail, repeat
Pierwszy film nie przyniósł mu sławy jakiej się spodziewał ani nie został jeszcze powszechnie rozpoznawalnym reżyserem. Nie zniechęciło go to jednak od stworzenia drugiego, który udowodnił, że poziom absurdu rośnie wraz z kolejnym jego filmem. Druga produkcja o tytule „I am here…Now” jest doskonałym przykładem fantastyki i science-fiction w jego dziełach. Neil Breen, w celu wcielania się w postacie przewyższające intelektem każdą inną postać oraz moralnego przywódcy, gra w nim byt boski, stworzyciela świata, który jest autorytetem etosu dla wszystkich ludzi. Przybywa on na ziemię, aby zobaczyć, jak sprawują się jego kreacja, jednak przeżywa on zawód, kiedy się dowiaduje, że wśród ludzi panuje nienawiść, chciwość oraz grzech. Jako moralne guru oraz istota wszechmogąca Neil Breen osądza ludzi według ich czynów, naprawiając zepsuty świat.
W wszystkich jego dziełąch obecny jest silny motyw filozoficzny i dydaktyczny. Neil Breen zawsze gra postać, która jest nie tylko moralnym guru, ale też sędzią, ukazującym jakie zachowanie jest dobre, a czego nie powinno się robić. Tego typu walor edukacyjny jest jednak niezwykle płytki. Postacie, które mają być złe są złe w sposób komiczny oraz jednowymiarowy. Przypominają bardziej symbole niż wiarygodnych ludzi. Każda postać robi rzeczy wyłącznie złe lub dobre, a świat jego filmów jest czarno-biały. Dlatego przesłanie jakie jego dzieła niosą zostaje przykryte pod warstwą zabawnej gry aktorskiej i komicznej kreacji postaci. Niemniej komizm, który wynika z takiego zamysłu, połączone z humorystycznym wykonaniem tworzą przeżycie niezapomniane.
Przełom
Do premiery jego trzeciego filmu Neil Breen znany był jedynie garstce kino maniaków w Ameryce Północnej, zwłaszcza w Chicago i Las Vegas, w którym jego produkcję powstają. W 2013 premierę miało jego trzecie dzieło „Fateful Findings”, dzięki któremu zdobył sławę na jaką zasługuje. Opowiada on historię Dylana, granego przez Neila Breena, który próbuje rzucić światło na nieetyczne poczynania polityków oraz biznesmenów. Tym razem Neil Breen nie wciela się w postać o pochodzeniu kosmicznych, czy mocach nad naturalnych, mimo że takowe moce posiada ze względu na magiczny kamień. W jego misji musi zmierzyć się z korupcją w świecie polityki oraz konsekwencjami magicznych umiejętności jakie posiadł dzięki kamieniowi. Musi tez sprostać problemom najbliższych, którzy popadają coraz głębiej we własne wady.
„Fateful Findings” pokazuje najlepiej trzeci aspekt filmografii Neila Breena, budżet. Neil Breen jest bardzo mało rozmowny na temat kosztów jego filmów, lecz wielokrotnie sugerował podczas różnych paneli oraz podcastów, że nie jest ważne, ile kosztowała produkcja, ale ile widzowi się wydaje, że dzieło musiało kosztować, aby wyglądała w taki sposób w jaki wygląda. Oglądając jego filmy, można zauważyć wiele elementów, które sugerują, że koszty produkcji musiały być niskie. Takimi elementami są lokacje, które wielokrotnie są dekorowane, aby imitowały inne pomieszczenie, mimo iż trzy sceny pod rząd w „Fateful Findings” były nakręcone w tym samym pomieszczeniu. Jedna ze scen, która ukazuje Dylana siedzącego w absolutnej pustce została zrobiona w pokoju obłożonym czarnymi workami na śmieci. W „Twisted Pair” możemy w pełni docenić efekty specjalne zmontowane przez Neila Breena, które zaskakują swoją niestarannością. Efekty, które nie zostały wykonane komputerowo można łatwo zauważyć, gdyż posiadają oczywiste błędy, niemal rozpraszające widza. Warto też dodać, że niski koszt produkcji sugeruje fakt, że, w każdym filmie Neil Breen jest reżyserem, scenarzystą, producentem i montażystą. W większości produkcji odpowiedzialny jest także za elementy techniczne, jak lokacje, wyżywieniem dla ekipy filmowej, charakteryzacją, scenografią i wiele więcej. Większość obowiązków jakie muszą być spełnione na planie zdjęciowych i post produkcji są wykonywane przez Neila Breena osobiście.
Dziedzictwo Breena
Wszystkie te aspekty, którymi cechuje się filmografia Neila Breena są błędami i przeważnie wpływają na negatywny odbiór filmu. Jednak to właśnie one spowodowały, że Neil Breen stał się taką ikoną popkultury. Jeżeli poszedłby do szkoły filmowej i uniknął takich pomyłek, być może nigdy nie zostałby tak rozpoznawalny. Koniec w końcu funkcją kina nie jest bycie perfekcyjnym, ale satysfakcjonującym. Dla mnie dzieła Neila Breena są o wiele bardziej satysfakcjonujące niż niejedna Hollywoodzka produkcja.