Ostatni film brytyjskiego reżysera, malarza, scenarzysty, poety i ogrodnika – Dereka Jarmana – uznaje się za jedno z najbardziej kontrowersyjnych dzieł w historii kina. Już po pierwszej projekcji na festiwalu w Edynburgu w 1993 roku „Blue” otrzymało nagrodę dla najlepszego filmu brytyjskiego. Oprócz tego, rok później na sztokholmskim festiwalu filmowym Jarman został wyróżniony Honorable Mention za „inspirację wynoszącą sprawy życia i śmierci ponad formę filmu i wszelkie kategorie nagród”.
Brytyjczyk od początku swojej działalności artystycznej aktywnie działał na rzecz ruchu LGBT. Jako jeden z pierwszych otwarcie mówił o swojej orientacji jeszcze w latach 70. Jest przedstawicielem new queer cinema, a w jego produkcjach znaczna część bohaterów deklaruje się jako nieheteronormatywna. Artysta bezbłędnie wplatał w swoją twórczość wątki autobiograficzne związane z wykluczeniem. Jednak chciał, by jego prace nie były jedynie jego własnymi refleksjami, a świadectwem emocji i doświadczeń pokolenia. Drażnił brytyjską publikę nieakceptowanymi treściami, jednocześnie będąc niesamowitym estetą i erudytą, w swoich dziełach używając pięknej angielszczyzny i nawiązując do kanonu brytyjskiej kultury. W latach 80., kiedy media na całym świecie obwiniały środowiska gejowskie za epidemię HIV, on zdecydował otwarcie mówić o swojej śmiertelnej chorobie.
„Blue” jest jego zdecydowanie najbardziej emocjonalnym i pesymistycznym dziełem. Ówczesny stan wiedzy na temat AIDS nie pozwalał stwierdzić, jak długo jeszcze Jarman będzie żył. Każda z jego produkcji od 1986 roku potencjalnie mogła być jego ostatnią. Jednak po nakręceniu „Blue” jednoznacznie stwierdził, że nie zamierza więcej tworzyć. „To dobre filmowe zakończenie.” jak powiedział w swoim ostatnim telewizyjnym wywiadzie. Reżyser w odniesieniu do swoich filmów używał terminu „nowa forma kina”, a jego ostatni projekt dobitnie pokazuje, że faktycznie tak było. To dojrzałe dzieło artysty, który nie bał się eksperymentować i szczególnie upodobał sobie eklektyzm i intertekstualizm. Sama tematyka obrazu dla wielu stanowiła i wciąż stanowi wyzwanie. Jest bowiem testamentem artystycznym człowieka umierającego na AIDS. Artysta opowiada widzom o przebiegu choroby i bolesnego leczenia, odkrywa przed nimi swoje tajemnice, dzieli się bardzo intymnymi refleksjami, a przede wszystkim zastanawia się nad znaczeniami i symboliką koloru niebieskiego. „Blue” jest dziennikiem z ostatnich lat życia Jarmana. Twórca, którego głównym medium był obraz, przez AIDS stopniowo tracił wzrok. Czy ślepiec może być twórcą? Jeśli utracę wzrok w połowie, to czy o połowę spadnie jakość moich wizji? – pytał reżyser. Ostatnim kolorem, który widział, był właśnie niebieski, stąd tytuł filmu i tak ogromne znaczenie błękitu w tej niezwykle osobistej produkcji.
Ten film to nie jedynie przejmujące wyznanie umierającego. To też niezwykły eksperyment w zakresie kinowej ekspresji. Trudno jednoznaczenie określić gatunek „Blue”. Sytuuje się pomiędzy kinem eksperymentalnym a dokumentalnym, pomiędzy filmem a słuchowiskiem. W kontraście ze złożonością warstwy fabularnej, wizualnie dzieło jest bardzo proste. Obraz składa się wyłącznie z niebieskiego ekranu, muzyki, głosów, między innymi Jarmana, który prowadzi monolog przez blisko siedemdziesiąt pięć minut, Tildy Swinton, oraz dźwięków niewerbalnych takich jak odgłosy sprzętów domowych czy ulicy. Teoretycznie nie ma tu nic do oglądania. Dla widza jest to początkowo irytujące wyzwanie percepcyjne. Nie ma na czym skupić wzroku, jest zdany wyłącznie na siebie. Jednak z czasem zatraca się w bezkresnym błękicie. W zależności od nastroju danego fragmentu niebieski postrzega się inaczej. Kiedy opisywana jest przyroda, kwiaty, którymi Jarman fascynował się tak jak sztuką filmową, błękit delikatnie faluje i uspokaja odbiorcę. Natomiast w scenach, w których narrator krytykuje ówczesną rzeczywistość, jednolite tło staje się agresywne, atakuje widza intensywnością. Dzięki temu doświadczeniu w pewnym stopniu łączymy się też z twórcą. Oglądanie jednolitego nieruchomego obrazu koresponduje z postępującą ślepotą Jarmana. Dodatkowo przez brak zróżnicowanych bodźców wizualnych wyostrza się słuch. Nawet najmniejsze drżenie głosu artysty wywołuje dreszcze. Prostota i chłód środków wyrazu sprawia, że dzieło ma jeszcze bardziej radykalny i wstrząsający wydźwięk. Nie ma wątpliwości, że narrator umrze. Tragizm tkwi w niewiedzy, kiedy to nastąpi. Najgorszy nie jest finał, a właśnie ta niepewność. Przyłapałem się na tym, że oglądam buty na wystawie. Pomyślałem, by wejść do sklepu i je sobie kupić, ale powstrzymałem się. Buty, które noszę teraz są wystarczająco dobre, bym w nich wyszedł z życia. Jarman opowiada o swoim cierpieniu i tęsknocie za bliskością drugiego człowieka. Nie pomija także fizjologicznych aspektów choroby. Mówi o paradoksie chorego; z jednej strony chciałby błagać, aby ból się skończył, z drugiej strony wie, że jego koniec oznacza śmierć. Te dosadne, zimne opisy, czy kilkuminutowy fragment, w którym wymieniane są skutki uboczne branych przez niego leków, przeplatają się z niezwykle plastycznymi metaforami, opisami przyrody, kwiatów, i rozmyślaniami o naturze błękitu.
„Blue” jest nieoczywistym dziełem angażującym widza zarówno emocjonalnie, jak i intelektualnie, pomimo pozornego wykluczenia doświadczenia wizualnego. Czyniąc odbiorcę ślepcem, Jarman jednocześnie pozwala mu dostrzec więcej. Poczucie bezsensu i pesymizmu pochłania i nie daje wytchnienia nawet na chwilę. Opowieść pełna rezygnacji i oczekiwania na śmierć równocześnie stanowi requiem dla wszystkich przyjaciół reżysera i innych osób zmarłych na AIDS. Niczym mantrę, kilkukrotnie Jarman wylicza ich imiona: David, Howard, Graham, Terry, Paul, David, Howard, Graham, Terry, Paul, David, Howard… Przez cały okres swojej twórczości Jarman poszukiwał nowych form ekspresji, alternatyw obowiązujących norm estetycznych i kulturowych. Jak sam twierdził – współczesność jest definiowana przez obrazy. „Blue” wymknęło się temu przekonaniu zwieńczając lata pracy ikonicznego twórcy. W czasach pandemonium obrazu, pokazał nam uniwersalność błękitu.