Współczesne polskie kino zaczęło lubować się w nieodległej przeszłości – twórcy, niezależnie od wieku, zatęsknili za okresem PRL-u, co skutkuje osadzeniem historii w latach sprawowania władzy komunistycznej. Wielokrotnie fabuła inspirowana jest autentycznymi wydarzeniami albo przedstawia prawdziwe postacie – pozwala to nie tylko bez większych trudności utworzyć podstawę scenariusza, ale również podsycić zainteresowanie potencjalnego widza. Nie da się nie zauważyć trendu ówczesnych polskich kryminałów, które odwołują się do niejednoznacznych morderstw, śledztw oraz przesłuchań podejrzanych rozgrywających się w Polsce Ludowej. Najnowsza produkcja Krzysztofa Langa, znanego ostatnimi czasy z niezbyt udanych komedii romantycznych, wpisuje się w nurt ustanowiony przez Marcina Koszałkę oraz Macieja Pieprzycy, jednocześnie swoim utworem bardzo odstając od poprzedników.
„Ach śpij kochanie” stanowi przykład kryminału, który nie ma na celu rozwiązywania zagadki – kto zabił? – tego bowiem dowiadujemy się już z pierwszych kadrów filmu. Osią historii uczyniono sam proces dążenia do postawienia zarzutów oraz skazania podejrzanego. Władysława Mazurkiewicza określano mianem eleganckiego mordercy, nie można było odmówić mu poczucia gustu oraz dbałości o własną osobę. Z jego pełną tajemnic personą mierzy się młody milicjant – Karski, który niespodziewanie zaczyna napotykać opory ze strony przełożonych. Zaginięcie akt, zastrzelenie kolegi po fachu, zmienne zeznania świadków – wszystko to składa się na niemożność poprowadzenia sprawy do końca. Fabularnie obraz Langa zapowiadał się co najmniej dobrze, wydawałoby się, że wystarczy jedynie zadbać o szczegóły, aby stworzyć naprawdę solidne kino. Niestety, zabrakło pomysłów oraz zdecydowania po stronie reżysera.
Przede wszystkim trudno jednoznacznie zinterpretować klimat „Ach śpij kochanie”. Wyraźnie czuć, że twórca próbował czerpać inspirację z kina noir, ale brakuje charakterystycznych dla tego gatunku elementów. Fakt, iż Kraków pogrążony został w gęstym deszczu, to zdecydowanie za mało – reżyser w ogóle nie próbuje bawić się oświetleniem, nie wprowadza aury tajemniczości w wąskie uliczki miasta. Najgorszej na tym tle wypadają portrety psychologiczne bohaterów – pomiędzy wiodącym duetem: Mazurkiewicz – Karski, nie ma iskier, brakuje wzajemnego zafascynowania i chęcią odkrycia myśli drugiego. Większość postaci drugoplanowych ma bardzo płytko zarysowany charakter oraz jednoznaczną łatkę dobrego lub złego osobnika. Krzysztof Lang, odsłaniając karty na samym początku, powinien zbudować portrety postaci w taki sposób, aby widza zaintrygować sposobem ich myślenia.
„Ach śpij kochanie” ma dwa ogromne atuty – czapki z głów dla trzech pań: Ewy Skoczkowskiej odpowiedzialnej za scenografię, Anny Niemirej jako dekoratorki wnętrz oraz Elżbiety Radke pilnującej jakości kostiumów. To właśnie one sprawiły, że film Langa nabiera odpowiedniej atmosfery, czego niestety nie udało wykreować się poprzez fabułę czy postacie. Całość dopełnia muzyka Michała Lorenca, która momentami może i przytłacza obraz, jednak w kulminacyjnych scenach świetnie podkreśla emocje bohaterów.
Osobiście nigdy nie zrozumiem sensu obsadzania drugoplanowych roli znanymi aktorami (poza względami czysto reklamowymi oczywiście), a niestety „Ach śpij kochanie” nagminnie cierpi na tę przypadłość. Zamiast skupić się na charyzmatycznie wypadającym Andrzeju Chyrze w roli Mazurkiewicza, zastanawiamy się, co robi na ekranie Katarzyna Figura. Na ekranie dobrze radzi sobie „stara gwardia”, czyli Grabowski, Jakubik czy Warnke. Bogusław Linda średnio spełnia się jako czarny charakter, choć możliwe, że to kwestia jego wiecznie beztroskiej mimiki twarzy. Tomasz Schuchardt odgrywający rolę Karskiego zdaje się być za mało dynamiczny, zbyt ospały, a zdecydowanie zanadto potulny. Nie można powiedzieć natomiast tego o Chyrze, którego twórcy starali przybliżyć się w niektórych scenach niemal do Anthony’ego Hopkinsa z „Milczenia owiec”. Choć zamierzony skutek nie został osiągnięty, sylwetka grana przez polskiego aktora przykuwa wzrok widza.
Film Krzysztofa Langa rozczarowuje – świetnie opracowany wizualnie świat, w którym osadzono historię, został zniszczony przez nieciekawie rozrysowane postacie oraz zupełny brak napięcia. Wydaje się, że twórca za bardzo skupił się na historycznym aspekcie produkcji, zapominając, że jeśli odbiorca pozna tożsamość mordercy, szybko może się znudzić. Gdyby „Ach śpij kochanie” zawierało odrobinę więcej z dramatu psychologicznego, końcowy efekt niewątpliwie byłby lepszy. Pozostaje jedynie pożegnać się słowami głównego bohatera – „do widzenia, panowie, niedługo wszyscy się tam spotkamy”.
Ocena: 4/10