Maturzysta decydujący się na obejrzenie spektaklu „Dziady. Ekshumacja”, który wystawiany jest w Teatrze Polskim, może kierować się przeświadczeniem, że znalazł idealną możliwość przypomnienia sobie niedawno przerabianej lektury. Jednak szybko powinien pozbyć się tego typu złudzeń, gdyż przedstawienie to nie jest kolejną inscenizacją dramatu Mickiewicza. Nawiązuje co prawda do jego działa poprzez postacie i stałe ramy obrazów scenicznych, jednak realizuje je w całkowicie odmienny sposób. Paweł Demirski odczytał „Dziady” na nowo, a Monika Strzępka nadała temu tyle atrakcyjną, co dyskusyjną formę. Stworzyli spektalk, podczas którego uczucia widzów zmieniają się jak w kalejdoskopie. Tuż po niezwykle zabawnych scenach pojawiąją się momenty szokujące. Mickiewiczowska problematyka została całkowicie zmieniona. Zjawy, które ukazują się podczas sceny zaduszek nie opowiadają nam, jak w przypadku dzieła Mickiewicza, o tym co potrzebują, aby dostać się do nieba. Pokazują nam, jakie piekło na ziemi los im zesłał. Niektóre były ofiarami Polaków: Czesi na Zaolziu, Żydzi w Jedwabem. Tylko tego się oczywiście nie chce pamiętać, o tym już się nie mówi. Często powtarzały się słowa: „to nie jest moja przeszłość”. Jak widać przyzwyczailiśmy się już do roli męczenników Europy, a wstydliwe karty historii łatwo się zacierają. Przecież jak jest się Chrystusem narodów, nie można być równocześnie katem. Widz atakowany jest nie tylko tekstem, ale też głośną muzyką, światłami, przerysowanymi zachowaniami aktorów. Chciałoby się powiedzieć – przerost formy nad treścią. Na szczęście wszystko jest jeszcze do przyjęcia, mieści się w przyjętych konwencjach. Mimo wszystko, gdyby spektakl był bardziej ascetyczny, o wiele łatwiej i może z większą dosadnością docierałby do nas słowa, które odgrywały główną rolę. Zdecydowanym atutem tego przedstawienia było aktorstwo. Przede wszystkim zaskoczył mnie wykreowany przez Rafała Kronenbergera ksiądz Piotr. Był postacią początkowo niezwykle nowoczesną, chwilami przypominał wręcz wodzireja na zabawie. Szybko jednak wychodzi z tej konwencji i staje się głosem sumienia i aktorów i widzów. Jego zadaniem było doprowadzenie do ukazania fałszu otaczającego go świata. Ucieleśnia dwie skrajne postawy, współczesnego showmana i sunienie narodu. Jest to przykład „janusowego aktorstwa”, ponieważ aktor ukazał dwa różne, ale prawdziwe oblicza. Kolejną interesującą postacią jest Konrad. To całkowita przewiwaga mickiewiczowskiego bohatera. Można było w nim odczytać różne życiorysy znaczących postaci XX w. m.in. Karola Wojtyły, Lecha Wałęsy czy też Józefa Piłsudzkiego. Odnajdujemy też porównanie do Jezusa Chrystusa. Nawiązania te mogliśmy zobaczyć w Wielkiej Improwizacji, która w niczym nie przypomina oryginalnej wersji. Nie była ona ani sporem z Bogiem, ani podkreśleniem wyższości Konrada i jego znaczącej roli w historii narodu. Tutaj odbyła się spowiedź bohatera, który ujawnił widzom swą, niekoniecznie chlubną, przeszłość. Dodatkowo spowiedź ta dotykała niezwykle aktualnych tematów. Słowa „złożyłem podpis” na tle niedawnych wydarzeń brzmią co najmniej niepokojąco. Ta scena zapada w pamięć. Jest to spowodowane głównie rewelacyjną grą Marcina Czarnika, który magnetyzuje od pierwszych wypowiedzianych słów. Swą ekspresją, mimiką i ogólnie świetną grą przyciąga wzrok widza i nie pozwala oderwać od siebie. Wtórować mu może zarówno Kronenberger, jak również Jakub Giel. Podczas sceny, gdy uczy księdza Piotra tajników dobrego kazania, udowodnił, że gdyby nie był aktorem z pewnością byłby świetnym akwizytorem. Z jego rąk kupiłabym najmniej potrzebną mi rzecz. Kto zobaczy, zrozumie. Niektórzy ludzie na dam dźwięk o zmianach wprowadzonych do mickiewiczowskiego dzieła mówią: Dziady-profanacja. Smuci mnie takie podejście. Czy poprzez odejście od klasycznej formy autorzy zrobili coś złego? Dla zwolennikwów tradycji z pewnością. Nasze czasy charakteryzują się jednak ucieczką od formy, kontrowersją, tworzeniu czegoś zupełnie nowego. A „Dziady. Ekshumacja” to głos nowego pokolenia. Gdyby Demirski i Strzępka zdecydowali się na sztampowe przedstawienie „Dziadów”, nawet z najlepszym aktorstwem i przepiękną scenografią, pozostawiliby niedosyt. A już z pewnością po tygodniu byśmy o tym spektaklu zapomnieli. Dzięki tej formie jaką stworzyli już teraz nie mogę się doczekać, kiedy znów ich przedstawienie będzie wystawiane w Teatrze Polskim.