Uwielbiam Jessikę Chastain. Zresztą czy jest ktoś, kto jej nie lubi? Nawet w tym filmie ją lubię, bo zarzucić jej słabego aktorstwa nie mogę. Tylko dlaczego od paru dobrych lat Jessica odgrywa tę samą postać? Zaczęło się od ,,Zero Dark Thirty”, potem przyszła ,,Miss Sloane”, a teraz Aaron Sorkin wysłał scenariusz. Dlatego tak podobała mi się jako Antonina Żabińska w ,,Azylu” czy Murph w ,,Interstellar”, bo nie była twardą babką w otoczeniu beznadziejnych mężczyzn. Bo nie była kolejną kobietą z jajami. Chcę więcej Jessiki, która nie musi się spinać. I chcę więcej emocji w filmach Aarona Sorkina.
,,Gra o wszystko” to jego debiut reżyserski. I nie różni się absolutnie niczym od poprzednich prób scenariuszowych Sorkina, poza faktem, że zabrakło w nim Finchera, Millera czy Boyle’a. Sorkin nie jest mistrzem w rozkładaniu akcentów, jest mistrzem w pisaniu dialogów i włączania dzięki nim piątego biegu. To się dzieje w ,,Grze o wszystko”, która jednak z powodu braku silnej reżyserskiej ręki nie jest filmem równym, nieco przemyka obok widza, który czeka na emocje. Dostaje je praktycznie tylko w jednej, rzeczywiście wyśmienitej scenie, w której spotkały się pióro Sorkina i aktorstwo pary Chastain/Kevin Costner.
Kto by pomyślał, że Costner będzie w stanie wytrzymać taką scenę z Chastain, ba jej przewodzić? A jednak – popisówka przychodzi w samej końcówce tego obrazu, który dobrze się ogląda, mimo ponad 2 godzin spędzonych przed ekranem. Jednak trochę szkoda, że nie pozostaje po nim praktycznie nic, poza wspomnieniem jak zwykle wyśmienitej Chastain, która po raz kolejny miażdży kolejnych słabych facetów na swojej drodze. Molly Bloom to postać ciekawa, fascynująca chwilami i Jessica pokazuje to dzięki swojej wielkiej aktorskiej klasie. Nie zaś dzięki reżyserii Sorkina, który po prostu jest ,,w te klocki” trochę za słaby. Co nie znaczy, że się nie może nauczyć.
Jest w ,,Grze o wszystko” całe mnóstwo elementów, które pozwoliłyby temu filmowi pozostać na dłużej w głowie. A jednak tak się nie dzieje, co uważam za rozczarowanie. Niewielkie, ale jednak. Wole ,,Miss Sloane”, czy zdecydowanie ,,Zero Dark Thirty”. Co nie znaczy, że wciąż nie kocham Jessiki!
Ocena: 7/10