Wrocławski festiwal metalowy Into The Abyss z roku na rok nabiera tempa, udowadniając, że ciężka muzyka to nie dobro zarezerwowane dla wyselekcjonowanej grupy odbiorców. Zróżnicowany line-up i przyjazna atmosfera imprezy stanowiły świetne okoliczności, żeby poznać świat ekstremalnego metalu.
Cięższe rejony muzyki metalowej nie są mi obojętne, nie mogę jednak również nazwać się specjalistą w temacie. Zestaw artystów na IV edycji Into The Abyss wydawał się jednak skrojony pod słuchacza takiego jak ja – uczestnicy mieli okazję zobaczyć np. legendarny polski skład black metalowy Mgła, mający swoich naśladowców na całym świecie obok klasyków takich jak brytyjski Godflesh, definiujący właściwie nurt industrial metalu czy islandzki Solstafir, łączący w swojej twórczości wiele gatunków. Nie zabrakło też traktującej się nieco mniej poważnie Gruzji (ta w ostatnim momencie “wskoczyła” za odwołany koncert Totenmesse), znanej z ostatnio wydanej płyty “I iść dalej”.
Wydarzenie odbywało się w Zaklętych Rewirach, a na potrzeby występów zostały oddane trzy sceny. Ilość artystów była niebagatelna, jednak cały festiwal zaplanowany był tak, że dało się w sumie zobaczyć każdego po trochę. Samo wejście na teren imprezy przebiegało bezproblemowo, a w największych kolejkach stało się po piwo. Na zewnątrz ustawione były foodtrucki, co było o tyle istotne, że organizatorzy postanowili zakazać wychodzenia i wchodzenia na teren festiwalu z powrotem.
Koncerty stały na wysokim poziomie. Festiwal otwierany był przez utalentowane In Twilight’s Embrace (polecam poprzednią EP “Krew”). Tu niestety nie powiem za dużo, bo budowa sali, gdzie umieszczona była największa scena (tzw. “The Abyss Stage”) pozostawia trochę do życzenia. Filary ustawione w pomieszczeniu staną się zresztą moją zmorą również podczas występu Godflesh. Zaraz po ITE ruszyłem w stronę Experience Stage, gdzie grał kolejny polski skład. Popiół, bo o nich mowa, skradł moje serce tegoroczną płytą “Zabobony” łącząc blackową intensywność ze spokojniejszymi, atmosferycznymi momentami. Występ udany, bardzo klimatyczny, ale publiczność, w przeciwieństwie do mnie, zdawała się nieporuszona.
No właśnie, publiczność. Jasnym było, że im później, tym będzie bardziej dziko, co wiąże się bezpośrednio z większymi gwiazdami oraz większą ilością spożytego piwa, ale przez obydwa dni obyło się raczej bez większych ekscesów. Pierwsze szaleństwa pod sceną widziałem dopiero na Mord’A’Stigmata. Szaleństwa dosyć zrozumiałe, bo nowa płyta okazała się równie świetna na żywo, co w studiu. Krakowiacy zamykali dla mnie pierwszy dzień festiwalu z powodów osobistych, ale z opinii pozostałych uczestników wiem, że powinienem żałować – zwłaszcza występów Krypts i Solstafir.
Dzień drugi z kolei rozpocząłem stosunkowo późno, od koncertu wspominanej już Gruzji. Klub był dużo bardziej zatłoczony niż w piątek, ale nadal można było czuć się w środku w miarę swobodnie i usytuować się blisko sceny. Gruzję zapamiętam ze względu na trzech wokalistów, brak wspólnej stylizacji odzieżowej i wspaniały koncert. W momencie hołdu dla Manaamu cała sala krzyczała, a po występie zespół rozrzucił chyba cały karton tanich ozdóbek. Sam wyszedłem stamtąd z dwiema obrączkami i czymś, co prawdopodobnie miało być naszyjnikiem (tylko jeden z przedmiotów był w użytecznym stanie).
Prosto z Gruzji trafiłem na dwa największe występy tego dnia – Godflesh i Mgłę. Obydwa zespoły grały na dużej scenie, podczas obydwu koncertów spotkałem się z jednym delikwentem stojącym tuż przede mną, od którego obrywałem włosami bądź rękami, z powodu zbyt entuzjastycznego odbioru koncertu. Nie zmienia to faktu, że obydwa sety były wspaniałe, a Godflesh ogólnie był dla mnie najjaśniejszym punktem festiwalu.
Pisząc o tegorocznej edycji imprezy nie można pominąć wyboru, jakiego organizatorzy dokonali w kwestii zamykającego festiwal artysty. Synthwavowy projekt Nightrun87 jasno udowodnił, że eklektyzm w doborze line upu to dobry pomysł na urozmaicenie wrażeń. Po ciężkiej Mgle taneczna charakterystyka ostatniego występu, w połączeniu z kolorową oprawą wizualną wyryła się w mojej pamięci na długo, co odnosi się z resztą do całego przedsięwzięcia. Organizatorzy Into The Abyss nie boją się eksperymentu i podążają do przodu, odświeżając zarówno formułę, jak i target metalowego festiwalu.