,,Dzikie róże” to przede wszystkim dowód dojrzałości reżyserskiej Anny Jadowskiej. Autorka sprawnie prowadzi widza przez zakręty opowiadanej historii, która choć sama w sobie jest dosyć prosta, zmusza do zadawania sobie wielu pytań. Przede wszystkim odnośnie oceny głównej bohaterki. Jadowska mówiła po seansie, że za inspirację służyła jej ,,Elena” Andrieja Zwiagincewa, i to filmowe pokrewieństwo jest bardzo silnie wyczuwalne.
Ewa (Marta Nieradkiewicz) mieszka na dolnośląskiej wsi z dwójką dzieci i matką. Jej mąż, Andrzej (Michał Żurawski), pracuje w Anglii przez co większość czasu jest nieobecny w domu. Osamotniona kobieta zaczyna mieć romans z młodym sąsiadem, co skutkuje łańcuchem problemów. Na ich czele stoi niechciana ciąża oraz powrót małżonka z pracy.
Jadowska odsłania przed widzem karty, ukazując protagonistkę w stale innym świetle. Raz jest ona niewierną żoną, raz opuszczoną matką, by później okazać się osobą lekkomyślnie ulegającą pożądaniu. Te zmiany w portrecie Ewy są ciekawym zabiegiem, który wymusza na widzu stałą weryfikację własnej opinii na jej temat. Współczuć jej? Ufać? Moralne dylematy spiętrzają się, by znaleźć częściowe rozwiązanie w finałowej scenie.
Strona formalna tylko pozornie stawia na prostotę. Dokumentalny styl (kamera zdjęta ze statywu, brak muzyki) znany choćby z kina społecznego Braci Dardenne lub Kena Loacha pozwala na skoncentrowaniu się przede wszystkim na grze aktorskiej duetu Nieradkiewicz-Żurawski. Ich kreacje stanowią wręcz dwie strony jednej monety. Ewa to zahukana introwertyczka pogrążona w swoich problemach. Z kolei Andrzej stanowi wulkan emocji, którego stałe erupcje potęgują napięcie wyczuwalne pomiędzy bohaterami. Te dwie przeciwności trwają w związku, który ciągnie protagonistkę na dno. Jej mąż zdaje się tego nie dostrzegać, co najlepiej podsumowuje scena konfrontacji pomiędzy nimi w najbardziej kryzysowym momencie. Wszelkie zarzuty zbywa twierdzeniem, że przecież zapewnia pieniądze i pewien byt dla swoich dzieci. Nad bytem Ewy za bardzo się nie zastanawia.
Świetnie odwzorowana została również rzeczywistość życia na prowincji. Pomimo kilku niepotrzebnie ironicznych scen (stereotypowe żarty z wpływu Kościoła na wiejską społeczność trochę zdają się zaburzać poważny wydźwięk całego filmu) Jadowska opowiada o swoich bohaterach z szacunkiem. Przedstawiony przez nią mikroświat pełen jest obyczajowych ograniczeń. Ograniczeń, które odbijają się przede wszystkim na głównej bohaterce. Ogromne wrażenie robi dobór malowniczych plenerów. Przecież już sam tytuł wskazuje na pewne połączenie liryzmu z naturalizmem: autorka sprawnie balansuje pomiędzy tymi dwoma kodami. W ogóle, natura w ,,Dzikich różach” otrzymuje sporo uwagi, stając się przez to dodatkową postacią, a zarazem lustrem dla stanów emocjonalnych Ewy. Jadowska z pewnością zrehabilitowała się po słabo przyjętym ,,Z miłości”, i odpłaciła wręcz z nawiązką. Na Festiwalu w Gdyni w sekcji ,,Inne Spojrzenie” może sporo namieszać.
Ocena: 8/10