Nie do końca wiem, jak do tego doszło, ale nigdy wcześniej nie miałem styczności z serią o Planecie Małp. Te klasyczne filmy science fiction doczekały się parę lat temu rebootu w postaci ,,Genezy planety małp”, za którym podążył następny rozdział: ,,Ewolucja planety małp”. Do kin trafiła właśnie trzecia część: ,,Wojna o planetę małp”. Na stołku reżyserskim zasiadł Matt Reeves, który popełnił również wcześniejszą część.
Jak na blockbuster, ,,Wojna” jest świetnym popisem reżyserskiego kunsztu. Amerykanin sprawnie nawiązuje formalnie do westernów w pierwszym akcie, by w drugim szybko porzucić tę stylistykę i zamienić swój obraz w kino więzienne. Kamera często nie stroni od nieco archaicznych zoomów, przywodząc na myśl filmy akcji lat siedemdziesiątych.
Osobny akapit pokłonów należy się Andy’emu Serkisowi, który po mistrzowsku wykorzystał technologię motion capture do zagrania przywódcy małp. Jego kreacja Ceasara jest zniuansowana i bogata w tak rozbudowaną mimikę, że naprawdę łatwo można zostać przez niego uwiedzionym. Naprzeciwko niego stanął Woody Harrelson, który zagrał w nietypowy dla siebie sposób: nie ma tu szarż i szaleństwa rodem z ,,Urodzonych morderców”, a raczej wycofanie i cynizm z ,,Detektywa”. Innym dosyć prostym skojarzeniem (dwukrotnie sugerowanym wręcz wizualnie) jest postać Waltera Kurtza (Marlon Brando) w ,,Czasie Apokalipsy”. Nie jest to jednak tak kiczowaty zabieg jak choćby w ,,Kongu: Wyspie Czaszki”, a raczej poważne nawiązanie do opowieści o podróży do jądra ciemności, które w ciekawy sposób pogłębia postać antagonisty. W zasadzie gra Harrelsona i Serkisa podsumowuje, jakim filmem jest ,,Wojna o planetę małp”. Pod płaszczem pozornie męskiego i surowego kina akcji skrywa się dosyć ciekawa rozgrywka intelektualna pomiędzy głównymi bohaterami.
Ciekawie poprowadzona jest sama fabuła, która rozwija się przed widzem w dosyć powolny sposób, często zawieszając go w poszczególnych scenach w niewiedzy. Ważnym zabiegiem jest również opowiadanie historii z perspektywy małp, co oczywiście stanowi interesującą odmianę. Surowy świat małp, wycofany z cywilizacji i rzucony w śnieżną zawieruchę, przypominał mi nieco ,,Logana” i jego niebezpieczne, ubabrane w błocie i nienawiści pustkowia. Skojarzenia z westernami nasuwają się w ten sposób nie tylko na poziomie stylistycznym, ale i fabularnym. Caesar wyruszając w podróż za zemstą przypomina choćby Johna Wayne’a w ,,Poszukiwaczach”. Dużo jest tu scen w których bohaterowie walczą ze swoją złością, by zachować człowieczeństwo i nie wpaść w spiralę brutalnego barbarzyństwa. Nie trzeba z resztą doktoratu z filmoznawstwa, by zrozumieć, że konflikt między ludźmi a małpami można odczytać jako metaforę rasizmu, kryzysu imigracyjnego czy bezmyślnej eksploatacji naszej planety. Więzienie, do którego wrzuceni zostają człekokształtni przypomina wszak obóz pracy czy łagry, zaś ludzie reagują strachem na obcą rasę, bo nie potrafią się zbliżyć i otworzyć na Obcego.
Choć ,,Wojna” potyka się rzadko, to jednak jej marsz nie jest bezbłędny. Ewidentnie najsłabszym elementem filmu jest jego rozwiązanie. Szczególnie rozczarowuje finałowa sekwencja walki, która trochę trąci bezczelną deus ex machiną, ale jest w niej również sporo perwersyjnej ironii. W wielu etapach zawodzi również logika. Ludzie, niczym przeciwnicy ze słabym AI w grach komputerowych, na każdym kroku dają się przechytrzyć małpom w najbardziej banalne sposoby. Innym dosyć irytującym szczegółem jest jeden z bohaterów, który zostaje dodany do ekipy Ceasara w połowie filmu, mając stanowić pewną formę comic reliefu. Okazuje się to być dosyć dziwnym zabiegiem, bo zaburza spójny klimat i dominantę nastrojową obrazu. Wygląda to tak, jakby producenci w połowie pracy nad filmem przypomnieli Reevesovi, że obecnie nie wolno kręcić blockbusterów bez jakiegokolwiek śmieszkowania. Pomimo tych błędów ,,Wojna” pozostaje zaskakująco inteligentnym science-fiction, które, choć prowokuje czasami dosyć zabawne interpretacje, może dać trochę do myślenia.
Ocena: 8/10
Klasa recenzja Olo, polecam tego kalejdoskopowicza