Alfred Einstein określił „Czarodziejski flet” jako testament Mozarta dla ludzkości, apel do ideałów humanizmu”. Beethoven stwierdził, że jest to „pierwsza prawdziwa opera”. Powstanie „Czarodziejskiego fletu” owiane jest licznymi legendami, jak choćby ta, że dla zmuszenia Mozarta do komponowania zamknięto go w specjalnie zbudowanej altanie pod Salzburgiem. Sama opera, pierwotnie tworzona dla ludowego teatrzyku jest jednym z największych i najdoskonalszych dzieł literatury muzycznej, odznaczającym się niebywałym rozmachem i bogactwem partytury. I właśnie po to dzieło sięgnęli twórcy z Opery Dolnośląskiej, aby uczcić zeszłoroczny Rok Mozartowski. Muzyki Mozarta nie trzeba chyba nikomu polecać. Na prostych, wydawałoby się wręcz „banalnych” motywach budowane jest niesamowite napięcie. Struktura harmoniczna jest prosta, lecz mimo to zachwycająca. W Operze Dolnośląskiej mamy okazje posłuchać tej doskonałej muzyki w świetnym wykonaniu. Kierownictwo muzyczne nad „Czarodziejskim fletem” objął Tadeusz Zathey, dziś jeden z najlepszych wrocławskich dyrygentów. Orkiestra pod jego batutą gra pewnie, sprawia wrażenie jakby sama bawiła się tą muzyką. Słychać niebywałą lekkość, tak ważną w muzyce Mozarta. Zachwycają również soliści – na największe uznanie zasługuje Aleksandra Buczek, grająca Królową nocy. Urzeka ona skalą i czystością swego głosu. Również świetna jest Wioletta Chodowicz. Pamina w jej wykonaniu to trochę dziecko, trochę dziewczyna przeżywająca urok pierwszej miłości; to wreszcie kobieta, która zmuszana do popełnienia morderstwa próbuje odróżnić dobro od zła. Arie zachwycają, lecz cała reszta już nieszczególnie. Po raz kolejny nasuwa się pytanie dlaczego świetni wokaliście prezentują tak niski poziom umiejętności aktorskich. Sceny mówione wypadają wręcz tragicznie. Śpiewacy po prostu recytują swój wyuczony tekst. Wyróżnia się tu jedynie Jacek Jaskuła, czyli Papageno. Tworzona przez niego postać jest bardzo wyrazista, budząca sympatię co zostało na koniec nagrodzone przez publiczność gromkimi brawami. Nie najlepiej prezentują się kostiumy autorstwa Ewy Kochańskiej. Współczesne, tak jak to ostatnio jest modne, zapewne mają zawierać jakieś przesłanie – mi jednak nie udało się odkryć jakie. Świetnym przykładem może być tu Królowa Nocy, wyglądająca jak skrzyżowanie syreny i tancerski brzucha. Chór żeński, towarzyszący Królowej wygląda niczym muzułmanki, zaś jej córka – Pamina, nie wiedzieć czemu ubrana jest w luźne spodnie dresowe i koszulkę. Czytając program dowiadujemy się, że zamierzeniem reżysera Marka Weissa Grzesińskiego było stworzenie opery docierającej do każdego, również tego najmłodszego, widza. Tymczasem dzieci nie zachwycą arie i pięknie osiągnięte „wysokie c”. Młodzi widzowie chcą strojów, kolorowych, pełnych przepychu, barwnej scenografii – tego wszystkiego niestety brakuje w inscenizacji Weissa-Grzesińskiego. Dlatego też, podczas gdy dorośli siedzą zasłuchani, dzieci się wiercą, zniecierpliwione i mocno znudzone. Zasługą reżysera jest zaś niewątpliwe mocne zaakcentowanie rytuałów masońskich. Bardzo mocno uwidoczniona jest tu cyfra trzy, tak ważna dla loży. Aluzje do masonów widać również w dekoracjach Marcela Sławińskiego – postacie w kluczowych momentach przechodzą przez korytarz w kształcie trójkąta. Na uznanie też zasługuje realizacja od strony technicznej. Cała opera śpiewana jest po niemiecku, widzowie jednak na bieżąco mogą śledzić polski tekst na telebimie zawieszonym nad sceną. Szczególnie młodszym widzom ułatwia to na pewno zrozumienie przedstawienia. Czy zatem warto wybrać się na „Czarodziejski flet”? Tak, jeśli zależy nam przede wszystkim na muzyce, której wykonanie jest tutaj na najwyższym poziomie. Oglądając tę fantastyczną baśń będziemy mieli okazje wysłuchać najpiękniejszych głosów polskiej sceny operowej, dzięki czemu przeniesiemy się do tajemniczego świata muzyki klasycznej. Cała inscenizacja jednak jest bardziej odpowiednia dla widzów dorosłych. Aoede