Oto Ove, główny bohater historii, samotnik, a zarazem oddany każdej sprawie obywatel, mieszkający w ogrodzonym miasteczku. Jest męczącym i momentami uciążliwym, ale niegroźnym starszym panem, kierującym się pewnymi zasadami. Jest też człowiekiem z uczuciami, który tęskni za swoją zmarłą żoną. Pogłębiająca się depresja prowadzi bohatera do kolejnych nieudanych prób samobójczych. Jednak pojawienie się nowych sąsiadów sprawi, że mężczyzna ponownie poczuje się potrzebny.
Reżyser (i zarazem scenarzysta filmu) Hannes Holm świetnie połączył w fabule zarówno wątki komediowe, jak i obyczajowe. Mimo, że „Mężczyzna…” otrzymał Europejską Nagrodę Filmową w kategorii „najlepsza komedia”, to jednak wydźwięk produkcji ma wiele wspólnego z dramatem. U bohatera, który staje na półmetku życia coraz częściej występują lęki czy wątpliwości o dalszy sens istnienia. Nie bez powodu nakreślony jest taki, a nie inny obraz – samotnego, już nikomu niepotrzebnego starszego pana, na którego spoglądamy z politowaniem. Jednak Ove jest inny i nie zamierza odejść z tego świata nie porządkując ostatnich spraw. Przyczyną zmian okazuje się być małżeństwo i ich dwie córki. Ich pierwsze spotkanie będzie opłakane dla… skrzynki pocztowej. Z czasem waśnie zostaną zapomniane, a Ove zyska tym samym nowych przyjaciół.
Twórca prezentowanej kilka lat temu „Wspaniałej i kochanej przez wszystkich”, tym razem nie owija w bawełnę i mimo zachowanego szwedzkiego klimatu typowego dla komediodramatów, zaciekawi nową produkcją niejednego ponuraka. Kapitalnie w roli Ovego sprawdza się Rolf Lassgård, którego polska publiczność może pamiętać z filmów z serii przygód komisarza Kurta Wallandera. Określenie go zgryźliwym tetrykiem to niedopowiedzenie, choć z kolejnymi minutami seansu stanie się do rany przyłóż staruszkiem.
Ważną częścią „Mężczyzny…” są bez wątpienia retrospekcje. To one wprowadzają nas w klimat historii oraz dramatu z jakim mierzy się główny bohater. Poznajemy jego dzieciństwo, rolę ojca w późniejszym dorastaniu, ale i pierwsze spotkanie z Sonją (Ida Engvoll), jedyną miłością życia Ovego. Drugi plan aktorski nie ustępuje Lassgårdowi, a duża w tym zasługa chociażby Bahar Pars (jako nowa sąsiadka, Parvaneh) czy w krótkich, acz ważnych epizodach Chatariny Larsson (jako Anita).
Mimo wyniosłości, od postaci poczciwego Ove bije dużo ciepła. I doświadczy tego każdy z widzów. Nawet jeśli zakończenie filmu wyda się Wam mocno banalne.
Ocena 7/10