Piątek trzynastego był u mnie rewelacyjny – ale dwanaście poprzednich dni dało temat do trochę emocjonalnego wpisu, który ogólnie popełniam nie z wkurwieniem, ale niedowierzaniem, że to naprawdę się dzieje.
Po raz pierwszy w życiu widziałem jak jakiś idiota wjechał na rondo pod prąd. Piszę idiota, żeby nie być posądzonym o to, że uważam kobiety za gorszych kierowców, ale akurat to co wjechało na rondzie pod prąd, właśnie było kobietą.
Bezosobowość w ostatnim zdaniu jest celowa.
I po tym zdarzeniu, które było dla mnie komiczne, dla pani za kierownicą może mniej, w głowie urodziła mi się szybka retrospekcja, a jej wynikiem jest pytanie – czy pozwolenie na prowadzenie pojazdów zmotoryzowanych rozdaje się w warzywniaku, zachowania w miejscu publicznym uczy w dżungli, a obsługi klienta w szkole szyku i gracji ? Mój kolega Maciek twierdzi, że tak, a w jednym z nich nawet specjalnie wykręcają ludziom żarówki z kierunkowskazów i wyrywają dźwigienki z kolumny kierownicy.
Ja uważam, że niektórym pozabierano też kierownice, bieg wsteczny i przede wszystkim mózgi. Od początku marca jestem codziennie świadkiem kretyńskiego zachowania kierowców od siedmiu boleści. A to stoi idiota i blokuje wjazd i wyjazd wszystkim, bo rozmawia przez telefon, a to nie umie cofnąć 30 centymetrów, a to znowu nie umie cofnąć, choć widzi jak czarno na białym, że jeśli on nie ruszy z miejsca, to nie ruszy nikt. Oczywiście z przeświadczeniem – chcę wjechać tam gdzie stoi osiem aut, ale zastawiam jedyny wyjazd, więc dlaczego do cholery nie mogę wjechać, niech oni pojadą. Na parkingu natomiast jak chcesz wyjechać, a oni – ci kosmici za kierownicą – podjadą tak blisko, że ewentualnie możesz sobie palcem w nosie podłubać, bo wykonanie innego ruchu graniczy z cudem.
W kraju pełnym idiotów, którzy wydrukowali sobie uprawnienia do kierowania samochodem i nie mającym choćby namiastki zdolności logicznego myślenia za kierownicą, trzymanie się w ryzach w samochodzie jest jak wygranie w totolotka. Ktoś powie, że mam wybuchowy charakter – mam – ale nawet moi mega spokojni koledzy nie dają rady kiedy widzą akrobacje popełniane na drogach i parkingach.
I nie – to nie jest road rage.
Podobna sytuacja ma miejsce w zatłoczonej galerii handlowej, albo na – nazwijmy to – szlaku komunikacyjnym w środku miasta. Jeden z drugim nic sobie nie robi z tego, że wokół niego jest 5 tysięcy innych ludzi i stanie w miejscu, które zostało jedynym wolnym do przejścia, zastawi je swoim obleśnym cielskiem i uskutecznia jakieś pierdolenie o tym jaki papier toaletowy kupić ze swoją równie debilną żoną. Tak, naprawdę ja spotykam się z takimi sytuacjami codziennie po kilka razy w różnych miejscach. Albo stanie z boku, ale na środku zostawi wózek z dzieckiem/zakupami – tak jak te mądre mamy, które wprowadzają wózek z dzieckiem na ulicę i patrzą same z chodnika, czy nic nie jedzie.
Pamiętajcie – najważniejsze jest to, żeby Wam było wygodnie. Generalnie nie liczy się nikt inny, stań sobie gdzie chcesz, zrób co chcesz i jak chcesz, najlepiej z ogromną ignorancją do otaczającego cię świata.
Albo np. siedząc w kawiarni w 2015 roku, czuję się jakbym cofnął się do lat 80-tych. Te, mimo tego, że już żyłem, znam z opowieści jeśli chodzi o zachowania w szeroko pojętych barach czy też kawiarniach. W ostatnich dniach najpierw obsługa się do mnie darła przez pomieszczenie długości 30-40 metrów, a innym razem praktycznie kazano mi sprzątać – bo gdy chciałem odstawić na ladę niepozbieranie brudne filiżanki po poprzednim kliencie usłyszałem – to trzeba zostawić z drugiej strony.
Serio miałem ochotę pierdolnąć całą zastawą o ziemię.
Szczepan Radzki