Andriej Zwiagincew jest jednym z najbardziej uznanych współczesnych rosyjskich reżyserów. Wszystkie jego filmy prezentują dawkę emocji, wobec której ciężko przejść obojętnie. Widz zaznajomiony z wcześniejszą twórczością artysty wie już, że czeka go psychologiczna analiza postaci odzwierciedlających kondycję całego społeczeństwa. Nie inaczej jest i tym razem – w swoim najnowszym dziele Zwiagincew ukazuje tytułową niemiłość oraz wydarzenia, do których prowadzi bezuczuciowość. Uhonorowana Nagrodą Jury na festiwalu w Cannes oraz nominacją do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny „Niemiłość” stanowi emocjonalną bombę ukrytą w niezwykle stonowanej formie.
Rosyjski reżyser wraz z Olegiem Neginem tematyką swojego najnowszego filmu uczynili zgniłe małżeństwo, które poddane zostaje swoistej wiwisekcji. Jedyną rzeczą, która jeszcze łączy Borisa z Zhenyą jest wystawione na sprzedaż mieszkanie – poza tym każde z nich wiedzie oddzielne życie, próbując ułożyć je na nowo. W tym całym zgiełku wzajemnych pretensji łatwo zapomnieć, że powinno liczyć się jeszcze coś – dobro dziecka, które nagle okazuje się być niczym więcej niż ciężarem. Alyosha od samego początku pokazywany zostaje zarówno jako ofiara konfliktów, jak i element przeszłości, do której żadne z rodziców nie chce wracać. Przerzucanie odpowiedzialności oraz wysuwanie odważnych stwierdzeń przyczynia się do nagłego zniknięcia syna. Czy ten dramat będzie dla postaci niczym zimny prysznic, pozwalając im wreszcie otrząsnąć się z amoku zarzutów?
Zwiagincew przedstawia szarą rzeczywistość pozbawioną jakichkolwiek nadziei na optymizm. U reżysera „Niemiłości” ludzie się nie zmieniają, nie potrafiąc obdarzyć się uczuciem wyniszczają wszystko dookoła siebie. Nawet w chwilach wymagających wzajemnego wsparcia łatwiej jest posłużyć się przykrym słowem, aniżeli pomocnym ramieniem. Świat pozbawiony miłości kłuje w oczy podczas seansu niemal w każdej scenie, przez co staje się nie do zniesienia. Refleksje dotyczące kondycji współczesnego społeczeństwa są nieuniknione, a pytanie, czy naprawdę jesteśmy aż tak egoistyczni i samolubni, nie pozwoli nam szybko zapomnieć o filmie. Projekcja nie przynosi żadnego ukojenia, wręcz przeciwnie – niszczy dotychczasowy ład i porządek, przypominając o konieczności bycia człowiekiem. Człowiekiem ubranym w uczucia.
Negatywne emocje wyładowywane w obrazie Zwiagincew podsyca bardzo statyczną pracą kamery oraz długimi ujęciami rodem ze slow cinema. Niewątpliwie seans „Niemiłości” przeznaczony jest dla widza wytrwałego, który ma chęć wyciszyć się i oddać w pełni fabule wyświetlanej na ekranie. Filmy Rosjanina charakteryzują się swoim tempem – widz albo to zaakceptuje, albo nie będzie w stanie czerpać satysfakcji z projekcji. Co ciekawe, reżyser zdecydował się ograniczyć ścieżkę muzyczną praktycznie do minimum – niewiele jest scen urzekających melodiami, jednak stanowi to duży atut produkcji. Zwiagincew potrafi wzbudzić w odbiorcy emocje samym obrazem, nie potrzebując do tego ckliwych nut. Idąc dalej tym tropem, nie da się ukryć, iż panująca w filmie cisza jest niezwykle trudna do udźwignięcia zwłaszcza wtedy, gdy zmienia się w niemy krzyk.
Dokonane w „Niemiłości” rozłożenie upadłego małżeństwa na czynniki pierwsze odkrywa przed odbiorcą wizję człowieczeństwa skazanego na porażkę z uwagi na brak zdolności do kochania. Świat pozbawiony uczuć jawi się jako pesymistyczny, szary, przepełniony niekończącym się bólem i wzajemnym poczuciem winy. Wynaturzenia, których dopuszczają się bohaterowie, sprawiają, że całość nabiera wymiaru wręcz patologicznego – jednak czy tak naprawdę jest? Czy zachowania postaci są dla odbiorcy czymś, z czym nie spotkał się w rzeczywistości? Zwiagincew ponownie pozostawia widza z niedopowiedzeniami oraz zmusza do samodzielnej analizy dzieła – dzieła pełnego beznadziejności życia codziennego, w którym nie ma miejsca na miłość.
Ocena: 8,5/10