Za twórczość Czesława Niemena brało się naprawdę wielu śpiewaków – zarówno znanych z radia muzyków, jak i hobbystów próbujących swoich sił w muzycznych talent show. Niektórym wychodziło to lepiej, innym gorzej. W każdym razie, twórczość jednego z najwybitniejszych twórców przez cały czas była obecna, a od czasu do czasu przechodziła mniej lub bardziej udane transformacje. Tym razem za jego repertuar wziął się Krzysztof Zalewski.
O Krzyśku pisałam na Kalejdoskopie już wcześniej, za każdym razem zachwycając się jego muzykowaniem. Tym razem nie będzie inaczej, bo najnowszy w jego dorobku album jest spektakularnie nieprzeciętny i nieprzeciętnie spektakularny. Niektórzy się zastanowią “niby czemu?” – przecież takie projekty już były, że ktoś tam, gdzieś tam kiedyś śpiewał Niemena. No właśnie, niby było, a na dobrą sprawę już się nawet nie pamięta kim był ten “ktoś tam”.
Sam pomysł nagrania takiej płyty pojawił się wraz z zeszłoroczną odsłoną festiwalu w Jarocinie i projektu “Motyw Niemen”, za który właśnie Krzysiek był odpowiedzialny. Widocznie jarociński koncert wypadł tak dobrze, że postanowił wydać album ze studyjnymi piosenkami legendy (ale nie zabrakło na nim wersji na żywo 3 piosenek oraz zapowiedzi Piotra Metza).
Od samego początku słuchania “Zalewskiego Śpiewającego Niemena” odnosi się wrażenie, że ma się do czynienia z czymś nietuzinkowym. Album zaczyna szybka i rytmiczna “Dolaniedola”, płynnie wprowadzając w dalsze utwory; zarówno wolniejsze (“Status mojego ja”) jak i szybsze (“Począwszy od Kaina”). O ile Zalewski na albumie zabrał się raczej za mniej popularne utwory, to nie zabrakło najbardziej rozpoznawalnego “Dziwny jest ten świat”, w którym słychać, że daje z siebie 300%, starając się doścignąć pierwowzór. Wiadomo, oryginał jest jeden i jest on nieprawdopodobnie technicznie trudnym utworem, ale nie skłamię mówiąc, że to najlepszy cover tej piosenki jaki słyszałam (a przez moje uszy przewinęło się naprawdę wiele).
Warto zauważyć ile do tego albumu wnosi niby niepozorny chórek głosów sióstr Przybysz (Pauliny i Natalii), bez którego takie piosenki jak “Kwiaty Ojczyste” (która swoją drogą jest na tym albumie absolutnym mistrzostwem), czy singlowe “Przyjdź w taką noc” miałyby zupełnie inny klimat.
Krzysiek ma niesamowite możliwości wokalne. Chyba nikt, kto pamięta go z Idola, nie przypuszczałby z jakim repertuarem przyjdzie mu się zmierzyć za naście lat. Z albumu na album potrafi pokazać się z zupełnie innej strony. Aż strach (a tak naprawdę ekscytacja) pomyśleć, co to będzie za kilka lub kilkanaście lat, jeśli oczywiście dalej będzie się tak rozwijał. Przy ostatniej relacji z jego koncertu pisałam, że Zalewski zaskakuje. Nie wiedziałam, czym mnie zaskoczy za niecałe pół roku.
9/10