Dogadują się jak nikt. Wspólne balety, wspólna nauka, czasem nawet wspólne spanie, w którym bynajmniej nie ma nic zdrożnego. Przyjaciele. Od serca, od dziecka. Wspólnie wydziobywali gąsienice z piaskownicy, wspólnie przeżywali pierwszą miłość. Ona humorzasta, czasem chimeryczna, on nieco dziecinny i nieodpowiedzialny, ale dla siebie nawzajem są w stanie zmienić w sobie wszystko. On dla niej staje się uosobieniem dojrzałości, ona może kopać rowy w Egipcie, byle jemu było dobrze. Gdy zapytasz któreś z nich z kim najlepiej, najfajniej i najbardziej, bez zastanowienia wymienią nawzajem swoje imiona. Są przy sobie zawsze, niezależnie od tego, czy mają problem z zepsutym samochodem, złym kolorem sukienki czy ze złamanym sercem. Bo kto zrozumie lepiej niż on, że ona naprawdę kocha tego faceta, który piąty rok siedzi w tej samej klasie i zwraca się do niej per „świnko”? Kto lepiej wytłumaczy mu, co oznaczają literki przy rozmiarze bielizny, którą chce kupić na urodziny swojej wybrance? Łączą ich sprawy małe i duże, życiowe dramaty i dzikie harce do rana. Nie potrzebują słów, spojrzenia absolutnie ich satysfakcjonują. Żadnego wstydu, żadnego skrępowania. Choć odmiennych płci, to ona jest dla niego najlepszym kumplem, on dla niej najbardziej oddaną przyjaciółką. Aż nagle ona, któregoś dnia, zapytana przez niego o radę, jak zdobyć panią X, zamiast jak zwykle wyłożyć mu rozdział z „Płci Mózgu” i uczyć sztuki subtelnych gestów, staje się dziwnie smutna, rozdrażniona, mówi, że nie ma czasu, że właśnie przypomniała sobie, że miała odebrać brata ze szkoły, mimo, że jest niedziela. Wychodzi, a on zostaje sam, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Prędzej wpadłby na to, że od jutra będzie Ministrem Skarbu, niż na to, że ona dostrzegła w nim kogoś więcej niż tylko/aż przyjaciela… Ona wraca do domu, wpatrując się w czubki swoich butów i nie może zrozumieć, jak ktoś z kim biegała po podwórku, smarkając w rękaw, mógł nagle stać się mężczyzną z krwi i kości… Nagle, porównując swojego przyjaciela z tak do niedawna ubóstwianym Panem Pięciorocznym stwierdza, że wynik jest oczywisty i bynajmniej nie na korzyść Piątki. Jeśli Pan Przyjaciel jest wystarczająco bystry, by dostrzec, co się z nią dzieje i odkrywa w sobie to samo, nagle wszystko się zmienia – wspólne wypady nie są już tak niewinne, a ukradkowe spojrzenia mają w sobie coś, co sprawia, że rumienią się, gdy zostają przyłapani. Czyżby najciemniej było pod latarnią? Obydwoje szukali tego samego, ale żadne z nich nie wpadło, że nie trzeba jechać do Australii, by to znaleźć, że wystarczył lekki obrót wokół własnej osi.. I teraz pewnie każde z nich sobie zadaje pytanie – ‘czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie’…