Debiut Agnieszki Smoczyńskiej to była nieudana, ale jednak w pewnym sensie wyjątkowa w Polsce, odważna próba wariacji gatunkowej. Trudno bowiem jednoznacznie zakwalifikować Córki Dancingu – są trochę horrorem, trochę musicalem, a trochę…rozczarowaniem, bo wizualnie to maestria, ale merytorycznie lekki bełkot. Fuga, drugi film Smoczyńskiej, potwierdza dla mnie jedno – chyba nie kochamy się ze Smoczyńską, szczególnie jeśli chodzi o jej reżyserski styl. A w tym wypadku bardziej jego brak.
Po obejrzeniu Fugi, której aktorsko i realizacyjnie nic zarzucić nie można, zastanawiam się nad tym stylem. Która Smoczyńska jest prawdziwa – szalona z Córek czy nudna i bezpieczna z Fugi? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć.
Fuga ma ciekawy temat, bo opowiada o tym jak z powodu choroby (przypadłości) albo wyboru rozpada się rodzina, która chyba nigdy szczęśliwa nie była. Jednak jej prawdziwe oblicze objawia się w momencie powrotu matki (genialna rola Gabrieli Muskały), która nie pamięta lub pamiętać nie chce (nie wiemy jaki rodzaju fugi dysocjacyjnej występuje u niej) czasu spędzonego z mężem i dzieckiem. Jedno jest pewne – nie chce też z nimi przebywać w przyszłości, mimo że się odnalazła i wszystko powinno się ułożyć. Jej plan jest jednak inny.
Gabriela Muskała, która jest także autorką scenariusza, kreśli fascynujący portret kobiety, której polubić się nie da, bo ona też siebie nie potrafi polubić. Jednak potrafimy jej współczuć, rozumieć zarówno jej egoizm, jak i jej swego rodzaju poświęcenie dla dobra rodziny, którą niszczy. Muskała jest w tej roli WSPANIAŁA! Nie mniej dobry jest Łukasz Simlat jako jej mąż, a drugim planem rządzi wzruszająca Halina Rasiakówna. Dodajmy do tego piękne zdjęcia i wygląda na to, że mamy seans idealny.
I niestety musimy w tym miejscu wrócić do Smoczyńskiej, która jest warsztatowo mocna, ale nie potrafi opowiadać swoim głosem. Z tego powodu film jest dla mnie pozbawiony duszy, co wydaje się zaskakujące przy tak emocjonalnym ładunku historii. Dlatego też Fuga nie obeszła mnie za bardzo, poza kilkoma dobrze wygranymi scenami, która jednak pod impersonalnym przywództwem Smoczyńskiej nie spinają się.
A powinny, bo ten film ma wszystko by stać się jednym z najwybitniejszych polskich obrazów dekady. A jednak tego statusu nie osiągnął. Ubolewam.
Ocena: 6/10